Wpis który komentujesz: | "Zaginiona piosenka". W nocy z 25 na 26 czerwca przypadkiem zrobiłem sobie mały klabbing (wiem, pisze się „clubbing”). Zacząłem od godziny 18 skończyłem o 5 rano, więc nawet przyzwoicie [śmiech]. Wybrałem się na koncert One Self, no a że się rozpoczął dopiero przed północą to już nie moja wina… Gdzieś koło 2 już po koncercie, już po rozmowach i uwiecznionych autografach na płycie, do tramwaju powrotnego miałem parę godzin. No, więc jako miłośnik chodzenia w nocy po nocy odwiedzałem różne miejsca. Nie będę pisać o wszystkich, bo to nie czas i notka nie ta. Jednym z pierwszych miejsc odwiedzin stał się sąsiadujący klub. Byłem chwilę, ale zakochałem się… w tym utworze, który leciał. Tak od wejścia, jeszcze nie zdążyłem czapki zdjąć, a już czułem się nieprawdopodobnie, ciężko to opisać. Czułem się tak gdybym trafił gdzieś, gdzie nic nie liczy się prócz muzyki i tańca. Bo trzeba zaznaczyć ludzie bawili się świetnie! Oczywiście miejscami widać było tych wszystkich, którzy przesadzili z alkoholem, ale to jak wszędzie… Jakiś czas temu, (lecz na pewno w tym miesiącu) dowiedziałem się, iż poszukiwany utwór nazywa się: „I’ve had the time of my life”. Nie wiem, czemu nie wiedziałem tego od razu, tym bardziej, że to utwór filmowy. Piszę o tym, ponieważ to fajne uczucie, że przypadkiem czegoś dowiadujemy się, coś się wydarzy nieoczekiwanego. To jest piękne! Za niecałą godzinę znikam do Multikina na koncert Depeche Mode. Swoją drogą fajna akcja, w całej Polsce, tj. w sieciach kin Multikino można zobaczyć koncert na wielkim ekranie. znikam… hoopla w deszcz! |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |