Wpis który komentujesz: | HURT vs HAPPYSAD - Zawsze gdy tu przychodzę mam ochotę zrobić sobie trzy tatuaże, dziesięć kolczyków i wogóle. - Juska ma 19 lat, kolczyk w brwi, włosy na jeża z odrastającym irokezem, którego przez przypadek obcięła jej fryzjerka i pachnie farbą do włosów. Przyjechała tu z moim facetem (któremu fryzjerka też przez przypadek obcieła irokeza), kumplem i ojcem mojego faceta (lat ok.60, włosy siwe, wysiadł przezornie na przedmieściach Krakowa). Stoimy pod Loch Ness - malutkim klubem, w którym za chwilę ma zacząć się koncert. Wszyscy obstawiają kto zagra pierwszy. Wprawdzie Hurt nagrał kilka płyt ale to Happysad jest bardziej znany. - Znacie wogóle jakieś kawałki Hurtu? Ja może dwa.. - Eee, Załoga G jakaś taka? - Ja znam pięć - przezornie ściągnęłam sobie z sieci wcześniej. Ja to długie włosy związane w kitek, bez żadnych wyjątkowych atrakcji. Wersja standard. Kolejka przed nami zaczęła topnieć. Wchodzimy. Juska szuka swojego byłego i rozgląda się w poszukiwaniu znajomych. Skąd ja to znam, uśmiecham się pod nosem. Klub już się zapełnił a wciąż przybywa ludzi. Większość na czarno, tuż pod sceną słodkie panienki z cyfrówkami, a za nimi tłum czekajacy na pogo. Techniczni mają próbę. Akustyk drze się przez piszczący mikrofon. Tymczasem puszczają nam Exploited. No to jeszcze sobie poczekamy. Wreszcie, gdy w klubie jest już tyle osób że brakuje powietrza, na scenę wskakuje Maciek Kurowicki (włosy krótkie, takiż zarost, kolor blond). Wokalista Hurtu nie traci czasu na przemowy. W publiczność uderza fala muzyki, która wywołuje oszalałe pogo. Ale tutaj tak jest podobno zawsze. Wycofuję się na bok i poznaję (jak większość) muzykę Hurtu. Ostre świetne teksty, emocjonalny chrypliwy wokal. Muzyka - połączenie technicznych dzwiekow i gitar. Jest tu chyba najsłabszą stroną, gdy tylko Maciek przestaje śpiewać zmienia się w ostrą techniawę. Teksty to z kolei podrasowany punk. Podrasowany elektroniką, czyli tym, co moje pokolenie ma w małym paluszku. Mój przyjaciel zakochał się w Hurcie po usłyszeniu "Na dysku C i D". Bywa. Ale najlepsze dopiero przed nami. Obowiązkowe bisy i darcie mordy "Za-ło-ga DŻI" "Za-ło-ga". I teraz pada ten zajebisty tekst, tekst koncertu. Maciek przebił wszystko: Załoga G? A co to jest wogóle? Znacie to chłopcy? To chyba w radiu grają nie? To jakaś komercha jest? My jesteśmy pełny underground, nie słuchamy radia, gramy w undergroundowej piwnicy i wyłącznie dla siebie, by czcić ideały A potem była bezlitośnie sfałszowana Załoga "Dżi". Tyle - Hurt. Happysad nie dał na siebie długo czekać. Oczywiście mikrofon piszczał (co jest z tymi polskimi klubami że zawsze nawala sprzęt), gitary drżały, a ludzie darli się głośniej niż zespół ale poza tym - fajosko. Prawie jak na pidżamie. No wiesz, rzucasz się w pogo i zamykasz oczy, nic do ciebie nie dociera (może z wyjątkiem butów "skaj-dajverów" uderzających cię raz po raz w potylicę), znasz wszystkie teksty na pamięć wtulasz się w swojego faceta... Mmm. Świetnie zagrany koncert, troszkę gorzej zaśpiewany (ale publiczność i tak śpiewała prawie wszystkie numery z wokalistą, co zadzwiające jak na tak młody zespół) i znów bezlitośnie sfałszowany najbardziej znany kawałek - "Miłość". Para skraplała się na suficie, gitary wibrowały w powietrzu, panksiarski głos Kuby rozdzierał - WSPA-NIA-LE. Oba koncerty były niesamowicie energetyczne, o czym może świadczyć fakt, że nawet Juska-Żywe-Srebro była wyczerpana. Oba zespoły - doskonałe tekstowo (o czym z kolei powinien świadczyć fakt mojego zasłuchania ;). Dźwięk nawalał, wokaliści nieco fałszowali, ani trochę wolnego miejsca, prawie wybito mi zęby, a jedna panna prawie zemdlała od uderzenia czyimś łokciem w głowę, temperatura powyżej 40 stopni i pełno pozytywnej energii do walki z systemem - jednym słowem wspaniała punkowa impreza! ;) |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |