cess
komentarze
Wpis który komentujesz:

Gdyby moje liceum bylo w stanie cos dla mnie kiedykolwiek zrobic bylabym najmlodszym zawalowcem w rodzinie. Bo przeciez nie. Bo kolezanki z Bloniow Otwockow czy innych Milanowkow moga miec zaswiadczenie o czymstam ze swojego technikom, a moje kurwa zajebiste w chuj piate liceum jakuba jasinskiego wogole dac mi moglo tylko uzaleznienie od kilku uzywek i poczucie wlasn3ej bezwartosciowosci.
A ci, co uwazaja etap liceum za najpiekniejsze lata zycia zostana pochlonieci przez ciemnosc wiekuista.
No dobrze to mam juz za soba, juz dawno, przez dwa lata meczyly mnie pozniej koszmary senne, a potem przez kolejne dwa poczucie satysfakcji ze mam to juz za soba mieszalo sie z wkurwieniem ze 4 lata pieknej mlodosci zostaly tak zatrute.

Ale juz.

Kiedy trwalismy w sewj tulaczce po Hiszpanii zarzekalam sie, ze mam juz dosyc tego nieustannego martwienia sie, ktorym zjazdem mamy zjechac na jakas pipidowe gorna zwana od rzeki i jakiegos swietego dygdy, tak, zeby trafic do jeszcze mniejszej pipidowy gdzie zobaczymy urzekajacy preromanski kikut i splyna na nas mistyczne doznania. A potem martwic sie jak pojechac przez miasto ulozone zlosliwie na modle
ogolnoeuropejska w platanine jednokierunkowych uliczek i to tak, by trafic na tani parking strzezony, najlepiej podziemny i blisko noclegu, najlepiej taniego i ladnego, najlepiej blisko zabytkow. A potem stres o to, czy zdazymy na pociag, czy autobus na pewno przyjedzie, czy kierowca mowiac, ze tak, ze ten jedzie do naszego celu nie zmieni na koniec zdania i nie bedziemy musieli biec do innego autobusu i innego kierowcy, ktory z kolei pokaze tam "spoko spoko" miedzynarodowy gest ludzi dobrej woli i duzego zapasu czasu. Bo on, kierowca "spoko spoko" ma jeszcze przeciez 5 minut i moze zrobic kupe, wypic kawe, rozwiazac swoje sudoku i zadzwonic do swojej hiszpanskiej zony.
I tak dzien w dzien. Tak brakowalo mi malej stabilizacji, jak w Madrycie, tak, zeby choc 3-4 dni spedzic w jednym miejscu, miec poczucie, ze budze sie rano, wychodze z hostalu, a wieczorem wracam do niego wlasnie, a nie szukam nowego, w nowym miescie, ktore jest zupelnie obce i okaze sie przyjazne jak wiekszosc, albo nieprzyjazne i wtedy bedziemy moknac w strugach deszczu calujac klamki kolejnych hostali, albo wedrowac cla noc po dziwnych dzielnicach by skonczyc w malym, ciqsnym , jednoosobowym pokoiku bez okien, bez wentylacji, za to z milymi sasiadami, co o 4:00 rano prowadza swoje zycie w bardzo zywiolowy sposob. jeden kaszle, drugi krzyczy na swoja kobiete, ktora wlasnie sie pakuje w sposob bardzo ostentacyjny i wynosi rzeczy do przedpokoju, jakas prostytutka robi sobie kolacje, a dwoch jarajacych szlug od szluga imigrantow z Peru oglada sobie mecz na malym telewizorku...
No i z tego zarzekania, ze juz nigdy-nigdy wyszlo tyle, ze z przyjemnoscia za rok, bo po kilkudniowej aklimatyzacji w Polsce i stabilizacji w domu juz przeszlo zmeczenie a wszystkie miejsca, ktore widzielismy stopily sie w jedna wielka hiszpanska metropolie pelna sielskich widoczkow, porazajacych zabytkow architektury, lasow palmowych, wspanialych kolekcji malarstwa no i pysznych kolacji, a takze wspanialej goracej czekolady i smacznego salchichio.
I fajnie. Zdjec mamy strasznie duzo, nawet po wstepnej selekcji, i drugiej selekcji, zostalo ich ponad 300- tak do wywolania. NO i mamy w ten sposob dwa albumy zapelnione plakatami ( a co, wydac 600 zlotych na zdjecia z wakacji to nie grzech:) ) i teraz kazdy kto sie nam nawinie cierpi ogladajac rustykalne kolumnady, gotyckie maswerki, i romanskie freski.

Wiem teraz jaki to bol, bo ogladalismy zdjecia moich rodzicow z wycieczki "zamki bawarii" i zdjecia babci lubego z wycieczki "rejs po nilu". Z tych pierwszych wylonil sie obraz pt. "zfotografowalem wszystko, co sie ruszalo i co sie nie ruszalo, o popatrz popatrz to moja reka jak zaslania dym z grilla" "a tutaj poklatkowe ujecie jak woda leci z wodospadu, popatrz popatrz, i cyk i cyk, i cyk i cyk i cyk...". Z tych drugich zas wyniknelo glownie tyle, ze wiemy juz jak wygladaja hotele, w ktorych kwateruje sie polakow na wycieczkach do Egiptu. Na prawde jak w folderze. Fikusne bungalowy, wwoda, baseniki, dupersznity, pan Henryk z Zona schodzi po schodach, a tu wszyscy rzucaja sie na lyzeczke...
No coz, laczymy sie w bolu z naszymi ofiarami, ale nie ma poblazliwosci.

Kiedy Emil zostaje spacyfikowany (a nie poddaje sie bez walki), mam jedna z tych nielicznych chwil, kiedy moge robic co chce, wiec glownie zaszywam sie pod koldra z ksiazka, bo strasznie zimno mamy teraz. I leze i czytam sobie. Perwersyjne przejsca, od Akunina do Bukowskiego, a na deser Lewis, przy ktorym zasypiam od razu, co ma sie nijak do tego poprzedniego, bo dwie noce spedzone nad ksiazka nadobnego Charlesa to dwie noce nieprzespane niemal w calosci.

Mam taki stosik plyt, ktore czekaja na przesluchanie, ale jakos mi nie idzie. Przywiozlam sobie z Hiszpanii nowa Jean Grae, mamy tez jakas sympatyczna skladanke p-funkowa i nowego Wondera. Wczoraj zasnelam przegladajac wkladke do "a time to love", wiec coz moge powiedziec wiecej... Slucham w ciagu dnia radia. Zet, bo tylko takie sie udalo ustawic w pokoju- nie mamy anteny do radia, a synowi do zasypiania sluzy cichy szmer w tle i walkowanie w kolko tego samego. Gdyby nie nowa Madonna to pomyslalabym, ze nadal sa wakacje. Tegoroczne, zeszloroczne, a jak wlaczam na przyklad Trojke i Niedzwiecki zapuszcza muzyke, to nawet te wakacje, kiedy poznali sie moi rodzice na przyklad (choc wiem, ze nie poznali sie w wakacje, tylko moj tata byl didzejem na urodzinach mojej cioci czy cos w tym stylu). Na prawde. Smetne przeboje, a nie kurwa czule granie. Jesli ktos czuloscia nazywa
to jak panna z solarium mowi do swojego schabowatego chlopaka z silowni "misiaczku ty moj" a on do niej "ty moja pizdko ruchatko" to moze wtedy rzeczywiscie jest w radiu zet czule granie, a tak to mamy romantyzm rodem z kanalu tv romantica. No i jak tak dalej pojdzie to znajde w koncu antene. Bo przeciez dziecko nie moze sluchac tyle Tego Typa Mesa i Szybkiego Szmalu, a to sa plyty, ktore notorycznie znajduje w odtwarzaczu w naszym pokoju, albo w lazience... A nie jestem z tych co lubia zastac Mesa w swojej lazience, i szybki szmal w sypialni.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
cess | 2005.11.17 15:29:23

No dobra, ale program weissa ma juz za soba kilka ladnych lat emisji, bo pamietam, ze bylam chyba mala jeszcze, kiedy juz janusz obronca praw ludzkosci dzwonil w roznych nietypowych sprawach...

xesikk | 2005.11.17 11:56:52

nie ma to jak dobre liceum - umiesz całkować przed maturą, a zamiast Ciebie dostają się na studia ludzie ze szkół w których nie wpuszczano na maturę.. bez ściąg.
W zetce jest Janusz o 13:30.. jedyna pozycja w miarę do zniesienia, chociaż tam czasami zdarza się czułe granie - jak jest czuły dla urzędników to mi gra na nerwach.