Noc, dzień, noc, dzień
Ech... Kaszel jeszcze nie przeszedł mi do końca, ale w weekend, tak wyszło, nie mogłem zrezygnować z mnóstwa atrakcji jakie przyniósł ze sobą koniec tygodnia. Najpierw noc z Lenczami na mieście, następnego dnia urodziny Romana - wszystkiego najlepszego, i tak jesteś najmłodszy :)
No więc piątek wieczór zaczął się od spotkania "służbowego" w Harendzie. Drogo, ale ładne mieli witraże.
Mam umiar w piciu. Zresztą i tak nie lubię łiski. To nie ja - to aparat tak sobie już nie radził.
Później przenieśliśmy się do Baryłki. Redżor rozlewał piwo. Kiedyś zamiast trzęsących się rąk, muszę wziąć ze sobą na nocne wędrówki statyw - może więcej zdjęć nocnej Warszawy wyjdzie nieporuszona, zdatna do pokazania...
Wracając na Centralny, udało nam się ominąć większość podziemnych przejść smierdzących.
...
A potem troszkę spałem, a potem składaliśmy życzenia Romanowi, a potem znowu spałem troszeczkę... Później cały dzień pokutowałem za wypite poprzedniego wieczora wino, a później próbowałem wcześniej zasnąć - wczoraj czekał mnie ciężki dzień. Zasnąć się nie udało. Coś mi w oczy świeciło.
I dopiero dzisiaj się wyspałem, a efekt jest taki, że właśnie spóźniam się na wykład... Ale już się za siebie zabrałem i zdarza mi się to coraz rzadziej. Po prostu musiałem odreagować kilka tygodni choroby i pracy. Nowy dzień, nowa pora roku, nowa kolorystyka dookoła. Wszytko będzie dobrze.