Wpis który komentujesz: | To straszne, co mi się przytrafiło. Innym straszydłem byłaby owa nadciągająca choroba. Tuż przed studniówką. Mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Głowa cyk cyk, jak wahadło, z jednej w drugą stronę. Wszystko boli, a tu tyle do zrobienia. I nicnierobienia też nie mam siły czynić. W ogóle, jakby mnie nie było. Tylko ciało. Takie resztki w niesamowitej agonii. Martwe, ale jeszcze drgające szczątki. A w szkole same zombie. Słońce co prawda wyszło, ale dalej wolałabym mieć łyżwy, lub chociaż sanki. Z dziwką zaprzęgową. I z baldachimem. A na płozach wyryte byłoby moje imię i rozmiar stanika. Dla potomnych, w razie gdyby dziwka poszła się dziwić. Dziwkować. Porwaliby mnie wtedy. A sanki, zapisane wcześniej w testamencie, stałyby się przyczyną sporów. I wybucha wojna. O moje sanki. Z moim wyrytym na nich imieniem i rozmiarem stanika. Wszędzie ja, wszystko wokół mnie. A ja na górze. Na dole fiołki. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |