Wpis który komentujesz: | Wiersze z pogranicza c.d. W pustyni i w pustce ludzie pustyni wędrowcy Beduini wierzą że turkus jest kamiennym odbiciem nieba dlatego zdobią turkusami końskie rzędy by wierzchowcom dodać skrzydeł pustynia sprawia ze ludzie ciągle wierzą w cuda i znaki bo taki na przykład mały samotny cud to fenek pustynny piesek znak życia – ślad odbity w piasku albo studnia pośrodku Sahary która nie byłaby cenniejsza po brzegi wypełniona diamentami kiedyś ludzie wierzyli ze kryształ górski to lód zamarzły w wieczny kamień w dłoni arabskiego wojownika w słońcu głuchym bezlitosnym nieopatrznie stopniałby w życie płynne *** wyplenianie marzeń tracenie złudzeń odbywa się bezgłośnie w ciemności zamkniętej skrzyni umysłu jak wyrwanie niepotrzebnego zęba potem specjalna komisja złożona z panów w krawatach ustala przyczyny śmierci z niespełnienia z rozczarowania ale złudzenia to magia przed którą nie chroni nieświadomość tym bardziej niewiara Smoków już nie ma na dnie płynnego kryształu siedzi mały krokodyl. kiedyś pewnie był smokiem. jego łuska lśni perłowo – choć przeważa zieleń. jego oczy jeszcze skrzą się żywym ogniem. jest zbyt zmęczony, by rosnąć, więc chwyta tylko muchy. każdy jego ząb to promień słońca. z każdym jego ruchem otwiera się i zamyka otchłań piekła, mieszkająca pod każdym kamieniem na dnie potoku. kiedy nieruchomieje, zmienia się w mały posążek legendy. Jesień o świcie mój pokój z widokiem na świt budzę się i zasypiam w moim pokoju w którym wstaje dzień ale bardziej wolę zasypiać do wtóru gwiazd przy zapachu późnoletniego zmroku gdy żagiel księżyca pruje morza chmur a gwiezdne główki od szpilek wbija w draperię nieba noc dłońmi w czarnych rękawiczkach ustawiam lustro naprzeciw świecy – skrzesuję z iluzji dodatkowy promień Okno na świat nienawidzę znajdować na mym oknie martwych uschniętych pszczół które nie wydostały się zza szyby na świat tak naprawdę żyjemy w zamkniętych domach i tylko małe szczelne okna przez które patrzymy na świat przez zakłamane szyby sądząc, że widzimy świat prawdziwy ale tak naprawdę nie czujemy chłodnego powiewu powietrza po nocy dusznej i ciężkiej jak żelazny pancerz strachu zamykam okno odgradzam się od hałasów woni światła Epitafium dla mojego dziadka II Do widzenia, do zobaczenia, na drugim brzegu, dziadku. Nie dla ciebie już dzisiejsze niebo. Nie dla ciebie słońca blask – wkraczasz w Krainę Cieni. Nam – tym na ziemi i tym w powietrzu – pozostaje jedynie złożyć ci ostatni hołd i pójść do naszych domów żyć nie umierać. Szkoda, ze tego nie widziałeś. Po tak upokarzającym trudzie umierania należało ci się. Bezchmurne niebo przygotowało się na twoje przyjście. Nie nam wystawiać ci rachunek z życia – którego weksel wystawia śmierć – nie nam osądzać i oceniać. Zostawmy to. Poza jej (śmierci) ciemne ramy nie sięga już władza naszych jąkających się języków i kapryśnych umysłów – możemy tylko oszukać ją (śmierć) dzięki wspomnieniom. Które wieczne są bądź kłamliwe. Teraz latasz po niebiańskich przestrzeniach i nie musisz się martwić, że braknie ci paliwa, albo że spadniesz na ziemię. Pomachaj nam skrzydłami spod gwiazd – ostatni raz *** wyrzucam pomięty niepotrzebny wiersz kolejny dzień zgnieciony papier śmieć ta samą dłonią która przedtem pisała cały wór po kartoflach śmieci one wszystkie są o mnie w krótkich zdaniach skoncentrowana istota człowiek kobieta wiatr Wagabunda smakowaliśmy naszą wolność ułudę wolności ukrytą w wędrówce pod wiecznym niebem nad ciągłym mijaniem w czasie drewniane ręce lasu konary niegdyś gładzone przez wiatr i liście na których wiatr grał zamienialiśmy w blask i ciepło nucąc przy ogniu rozmowy trzymając w dłoniach napój zapomnienia - musujący alkohol – szukaliśmy samotności wśród drzew nad wodą dźwięczną i czystą Epitafium dla mojego dziadka Spójrz, dziadku: umierasz. A ja śpiewam i tańczę do wtóru muzyki w dzień twojej śmierci. Życie toczy się dalej równie dobrze z tobą jak bez ciebie. Twoja śmierć nie wnosi różnicy (z wyjątkiem może paru osób). Spałam głęboko i bezwiednie, gdy umierałeś. Nie podadzą tego faktu do porannych wiadomości. Przebudziłam się na dźwięk dzwonu obwieszczającego twoje skonanie. Obok mnie na kołdrze zwinięty w ciepły kłębek kot. Za oknem gwałtownie frunął pełen życia ptak. Popatrz, dziadku: myślę o tobie. Nie powiem ci już, czego nie zdążyłam. W dzień twojej śmierci piszę wiersze i będę je pisać w inne dni, a których ty już nie przeczytasz. Spójrz, dziadku: żyję i mam całkiem poetycką wenę. I tobie mówię: kolorowych mrocznych snów. (Choć myślałam, że tylko poeci umierają o bezsennym świcie.) |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |