lirykp
komentarze
Wpis który komentujesz:

"Zaklinacz deszczu" to kolejna ekranizacja powieści Johna Grishama. Młody prawnik, świeżo po studiach toczy ciężką walkę z dużym towarzystwem ubezpieczeniowym. Mimo tremy i braku obycia w sądzie (co wywołuje uśmiech politowania na twarzy sędziego i innych prawników) powoli się rozkręca i pokazuje swój talent. Niewątpliwym atutem filmu jest wspaniała obsada.

Film przypomina trochę "Buntownika z wyboru" (może to ze względu na Matta Damona), tutaj także młody człowiek nie pozwala sobą pomiatać i prezentuje charakter. Zakończenie filmu przypomniało mi inny film, "Tajemnice Los Angeles". Tam także ktoś zrezygnował z dalszej "kariery" i podjął się opieki nad osobą zagubioną i spragnioną miłości.

Jako bazę dla swojego filmu "Zaklinacz deszczu" wybiera najbardziej, zdawałoby się, bezduszne środowisko prawników. Walka jednego sprawiedliwego przeciw potężnemu towarzystwu ubezpieczeniowemu Great Benefit nie jest formą krytyki amerykańskiego systemu, ale systemu prawa instytucjonalnego w ogóle. Takiego systemu, któremu zbijanie kasy przesłania rzeczywiste potrzeby ludzi, w którym Mamona staje ponad Sprawiedliwością.

Rudy Baylor chce zostać prawnikiem i dochodzi do tego ciężką pracą, zdając po kolei egzaminy. Życie prawnika kojarzy mu się z sądowymi przemówieniami, wygranymi sprawami, bogactwem, wpływami. Jego kontakty z tym światem jednak uświadamiają mu, że to, co nazywa się prawem (sam kocha prawo, jak przyznaje), buduje się na niesprawiedliwości, oszustwach i krzywdzie ludzi. Tu także dominuje bezosobowość - prawnicy nie nawiązują emocjonalnych kontaktów z klientami, nie angażują się w ich życie. Baylor nie chce tak żyć. Chce walczyć o sprawy ludzi, których reprezentuje, a nie zastanawiać się nad tym, ile tysięcy zasili jego konto po wygranej w sądzie. Najmocniej angażuje się w sprawę rodziny, w której syn umiera na białaczkę. Młody prawnik wypowiada wojnę towarzystwu ubezpieczeniowemu, które wielokrotnie odmawia pomocy, wypłacenia pieniędzy potrzebnych na operację. Odkrywa kolejne tajemnice, na wierzch wychodzą liczne oszustwa.

Baylor jest idealistą. Ale nie jest to chory idealizm. Rudy wierzy, że potrafi walczyć z okrucieństwem (sprawa dziewczyny katowanej przez męża) i niesprawiedliwością, choć nie ufa sobie samemu bezgranicznie. Wie, że nie jest Supermanem, nie zbawi całego świata i być może kiedyś też zacznie mu zależeć na pieniądzach, ale w świadomości własnego zwykłego człowieczeństwa leży jego siła. To nie jest człowiek z wyższych sfer, którego "świętość" i idealny charakter nas przytłaczają. Budzi sympatię, bo jest taki, jak my. Tylko że on wybiera tę właściwą drogę postępowania. Jego wspólnik, który zaczyna go wprowadzać w świat prawników, zdążył już trochę nasiąknąć jego nieuczciwością, nauczyć się jego chorych zasad. Mimo drobnych oszustw, które ma na sumieniu, zaczyna razem z Baylorem podpiłowywać kolumny gmachu niesprawiedliwości. Coppola doskonale dobrał aktorów do tych ról - w postać Rudy'ego Baylora wciela się Matt Damon (doskonała wcześniejsza rola w "Buntowniku z wyboru" u boku Robina Williamsa), partneruje mu Danny de Vito. Ta postać skrzy się humorem i robi wrażenie połączenia sprzeczności, a o to przecież chodzi. Jest jeszcze jedna osoba w filmie, której uczciwość nie ulega wątpliwości - sędzia, który przejmuje sprawę przeciwko Great Benefit. Oprócz tego, że z natury nienawidzi skorumpowanych towarzystw ubezpieczeniowych, ma w sobie poczucie sprawiedliwości i żywo staje po stronie pokrzywdzonych.

W filmie główną uwagę przykuwa sama historia, podejrzewam, że to też zabieg zamierzony. Dla mnie zdjęcia ani muzyka nie wybijają się na pierwszy plan, choć trudno im ujmować czegokolwiek. Są umiejętnym podkreśleniem całości. To film ludzki, o ludziach i dla ludzi, jego przesłanie trafia do przeciętnego widza. Ludzie najczęściej szukają w filmie właśnie historii, fabuły, z której coś da się odczytać. Nie chcę przez to powiedzieć, że obraz Coppoli jest przeciętny. To dzieło od początku do końca konsekwentne. Jest co prawda jeden moment, w którym można by się obawiać, że Baylor zaprzecza swoim zasadom - pomaga pokrzywdzonej dziewczynie w walce z mężem, a później, ulegając jej namowom, zostawia ją samą na miejscu zdarzenia. Później walczy o jej uwolnienie i uznanie zabójstwa w obronie własnej. Nie czyni jej krzywdy swoim postępowaniem. Ten epizod pokazuje, że Rudy nie jest aniołem z niebios zesłanym na ziemię, ale człowiekiem, który popełnia błędy i uczy się je naprawiać.




Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)