Wpis który komentujesz: | Wycieczki krajoznawcze [1]: Anglia, Szkocja 'The Naive Shaman' autorstwa Richarda Youngsa to moja ulubiona płyta ostatnich tygodni. Tylko ona potrafi we mnie tchnąć trochę pozytywnej energii w takim dziwnym okresie dekadencji, do której przystaje tylko ~scape. Wydana w zeszłym roku przez Jagjaguwar płyta nie została dostrzeżona w Polsce. Nie żebym był lepszy - sam odkryłem ten album dzięki podsumowaniu roku mik musik, gdzie w swoim prywatnym top 12 produkcję Youngsa umieścił Bartek Kujawski (aka 8rolek). Ale - co się odwlecze, to nie uciecze. Okazuje się, że urodzony i wychowany w Anglii, potem osiadły w Glasgow Richard nagrywa już prawie dwie dekady, wydawał dla VHF, Table of Elements, współpracował z Brianem Lavellem, Simonem Wickham-Smithem, Makoto Kawabatą (lider Acid Mothers Temple), Alexem Neilsonem. Jego twórczość wyrasta z kilku nurtów: noise, psychodelia, folk, songwriterstwo, eksperymenty ze studyjną obróbką materiału. Nie jestem specjalistą od historii tych gatunków, ale chciałbym wam jakoś przybliżyć jego twórczość. Na zasadzie skojarzeń - jest w tym myślenie o melodycznośći hałasu, o budowaniu melodii na gruzach ścian dźwięku - tak jak w shoegaze. Jego kompozycje są w pewnym sensie minimalistyczne, ale nie zredukowane do kilku dźwięków - coś jak niedawna płyta "Slapping Pythagoras" awangardzisty Tony'ego Conrada. Na innym znów poziomie są to emocjonalne, proste piosenki, to zasługa spokojnego, marzycielskiego głosu Youngsa. To zbliża go do takich dziwnych folkowców jak Daniel Padden czy jego grupa Volcano the bear. Nie ma w tym absolutnie zmanierowania 'samotnych jeźdźców' z gitarą, którzy podśpiewują sobie przemierzając łąki i stepy. Jak tak myślę to na "Naive Shaman" każda z kompozycji składa się ze strumieni dźwięków. To najtrafniejszy obraz, jaki mi przychodzi do głowy, kilka strumieni, które się ze sobą przeplatają i znów rozdzielają. W przypadku dźwięków to trochę zależy od percepcji słuchacza, można próbować skupić się na jednym motywie, wtedy łapać zmienność jego przebiegu. Słuchając 'w całości' dostrzeże się komplementarność użytych środków - gitary, której pojedyncze motywy na zmianę powracają i pobudzają a w innym planie, już gdzieś zupełnie w tle, się rozmywają. No i perkusja, nie gra jakiegoś konkretnego rytmu, po prostu jest obecna, ale niezbyt nachalnie. Daje to trans, który pochłania, ale nie w jakiś zamulający sposób, jako się rzekło na początku - pobudza, energetyzuje. Przez barwę głosu i sposób śpiewu [delikatne zawodzenie] pieśni Youngsa są niczym mantry, z lekka otumaniają i biorą we władanie. Ta oniryczność rozległych kompozycji jest przełamana przez wspominane już wyraziste motywy gitary, choć nie są to typowe 'rockowe' riffy, gitarka w żadnym wypadku nie rzęzi, w ogóle daleko temu od typowego rocka. Klimat jest taki...powiedzmy, że jesień leśnych ludzi. Richard Youngs - Life on a beam Richard Youngs - Sonar in my soul |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |