Wpis który komentujesz: | Poznaj mnie. Poznaj mnie, tak będzie nam łatwiej – Tobie i mnie. Nie musisz znać mojego imienia, nie potrzebny Ci mój numer telefonu, ani adres. Uścisk dłoni też pominiemy, wstępne grzeczności i gadanie o pogodzie również. Usiądź, stój, połóż się, idź zrób sobie kawę, nalej soku, przepłucz gardło odrdzewiaczem z dwu litrowej butelki, chapnij jakiegoś paluszka, pomlaskaj głośno przy tym, owiń się kocem albo stój na golasa - mnie wszystko jedno byle byś znalazł chwilę, bylebyś chciał poznać historię, którą opowiadam sobie od dawna. Pokój trzy metry na dwa i pół. Razem siedem metrów powierzchni, na której toczy się moja codzienność. Duże okno, kaloryfer, linoleum na podłodze. Na ścianach dwa, czarnobiałe plakaty, Central park oraz Yacht Columbia on Water, zdjęcie przyklejone żółtymi kartkami do notatek, na drugiej posklejany z kartek zeszytu na pół ściany „plan działania” na czerwiec, szafa z Ikei, którą nie wiedzieć, czemu kupiłem, masa książek na niej i na podłodze. Pod oknem skrzypiąca sofa, dookoła niej papiery, notatki, ksera, stare, nie do końca przeczytane, kolejne numery Gazety Wyborczej, Twój styl, oprawione zdjęcia, które nigdy nie doczekały się zawieszenia na ścianie, pudełka, płyty, maleńkie biurko pod kompa, zestaw głośnikowy 5.1 ratujący mnie przed ciszą i pogłębiający nienawiść sąsiadów. Gdzieś w kącie walają się pudełka po zakupach na Allegro, tuzin książek do nauki angielskiego, zestawy Ponsa do hiszpańskiego, poradniki kulinarne, thrillery wojskowe, wybór wierszy Haliny Poświatowskiej, i masa innych rzeczy, o których nawet nie wiem, że są. Najwięcej jednak jest kurzu, ale co tam, jakoś mało mnie to interesuje. Mam też sporo świeczek, zielonych butelek po czerwonym winie, butelkę po tequili, suszone kwiaty i najpaskudniejszy żyrandol wiszący dokładnie na środku mojego świata. Centrum wszystkiego stanowi komputer – tonacja czarna, oczywiście ze zdjęta obudową, co uwielbiają czynić faceci, jedna gra, całe tony empetrójek, z którymi przysięgałem zrobić porządek ale jakoś tak nigdy mi nie wychodzi. Raczej boję się, że jak ładnie je poukładam, tak jak powinny być, to nic nie znajdę. Pochwalę się – każda empetrójka jest odwołaniem do małego punktu w mojej przeszłości. Do tego tysiąc zdjęć z cyfrówki, naście dokumentów Worda, cała masa nielegalnych filmów z Internetu, trzy Messenger’y na których przesiaduję by utrzymywać kontakt ze znajomymi, a raczej by ukryć się za monitorem i odważyć się pisać to, co zawsze chciałem wykrzyczeć. Nie mam firewalla, chyba z nadziei, że jakiś trojan rozwali cały system doszczętnie i uwolni mnie od tej techniki. Śmieszne trochę – moje życie mam zapisane w postacie zerojedynkowej i wystarczy kombinacja trzech klawiszy by całe je skasować by można powiedzieć, że nie istniało, że to wszystko na niby.... Tak śmieszne, że aż smutne… Kuchnia chociaż jest za ścianą to czasami stanowi całkiem inny wymiar rzeczywistości, zupełnie tak samo jak świat za oknem, kiedy nie mam ochoty spoglądać mu w oczy. Lubię gotować, może nawet uwielbiam. Dobrze się czuję kiedy mogę połączyć wszystko w jedną całość i patrzeć jak coś dobrego z tego wychodzi. Śniadań szczerze nienawidzę, ale chyba tylko z rozsądku zawsze kładę chleb na talerzu – zdecydowanie bardziej wolę kawę i świeże wiadomości ze świata, z których wyczytuję że każdego dnia zmierza ku upadkowi. Jednak pod wieczór ludzie chyba o tym wszystkim zapominają bo jeszcze się nie skończył. Get to know me. Get to know me, it will be easier – for you and me. You don’t have to know my name, you don’t need my cell phone, nor the address. We will skip the handshake too, as well as entry manners plus the talk about the weather. Come, sit, lay down or go get yourself a cup of coffee, have some juice, clear your throat with this de-rust-stuff you drink from a two liter bottle, have a snack, make noises while doing so, wrap yourself with a blanket or stand naked – I don’t care, but please, find a moment to listen to this story which I am telling myself for a long time. A room three meters wide, two and a half long. Seven meters is a total space on which my existence takes place. Big window, a heater, cheap ass floor lining. Two black and white posters on the wall, Central Park and Yacht Columbia on Water, a picture stick to the wall with those sticky yellow notes reminders, on the other side an ‘action plan for June’ made of loose papers putted together, a wardrobe from Ikea which I bought God-only-knows-why, a lot of books on the floor, notes, copied papers, old, but never read till the end newspapers, magazines, framed pictures which never got the chance to be hanged on the wall, boxes, CDs, small desk for a computer, 5.1 surround sound system, which saves me from the silence but making the hatred between me and a neighbors only deeper. Somewhere in the corner there are empty boxes after items bought on-line, a dozen of books to study English and Spanish, cooking books, military thrillers, poems by Halina Poswiatowska, and a lot of other things which I even don’t know they do exist. However what’s most of in my room is dust, but who cares about dust? I also have a lot of candles, green bottles after red wine, a bottle after tequila, dried flowers and the ugliest chandelier ever, hanging in the middle of my world. The center of everything is a computer – black colored, all opened up – just something that guys love to do – one game on it, toms of mp3 files, which I swear I will organize one day, but it’s somehow never done. I think I am afraid that when I will organize them neatly I will not find anything. I will show off – each mp3 song has a reflection in my past. Add thousands of digital pictures to it, ex number of Word documents, a whole pack of illegal movies downloaded of the Internet, three IM programs so I can stay in touch with this bunch of people you call friends, but mainly to write about what I always wanted to scream, being hidden behind the monitor. I don’t have a firewall, I guess I hope for somebody to attack me with a Trojan virus which will blow up the whole system setting me free from this technology. It’s a little funny – my life is written down in the binary code and a combination of three buttons can erase it all, so you can say it never happened, it never existed… And it’s so funny that it becomes very sad… Kitchen. Although it is around the corner, sometimes it seems like a different reality, just like the world outside my window, when I don’t want to look it into the eyes. I like to cook, maybe I even love to cool. I feel good when I can combine all those ingredients into one piece and watch it become something delicious. I hate breakfasts honestly, but only because of rationality I am putting bread on my plate each morning – I prefer much more coffee and fresh news from the outside world, from which I can find out that the world is about to collapse. But I guess people forget about it at the end of the day as it just seems to never end… |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
poka_poka | 2006.06.22 19:56:12 czasem wydaj sie ze łatwiej byc wiezniej swojej własnej rzeczywistosci. |