Wpis który komentujesz: | notka prowokacyjna! uwaga! zawiera treści seksistowskie! mam wolne:D! tzn.: S. zostawił mnie w mieście dziesięciu jezior (czyt.: Olsztyn) i wrócił do pracy do zadufanego, zaprychanego i podpitego Poznania zostawił mnie na pastwę dawno nie widzianych znajomych i piwa z koleżankami, z którymi wręcz obsesyjnie uwielbiamy flirtować z co apetyczniejszymi mięskami odsłaniającymi swoje opalone ciałka rozpinając kolejne guziki koszul a znad piwka takie ciałka wydają się dużo fajniejsze niż w rzeczywistości, więc karmimy się tymi ułudami, pierdoląc namiętnie głupoty o wszystkim i o niczym mam tydzień wakacji, który z założenia spróbuję przeznaczyć na wyrównanie niepełnej opalenizny, szczególnie w tych najbledszych miejscach, których poparzenia najmocniej potem bolą (m.in. mój kochany tyłeczku, szykuj się na starcie ze słońcem zaraz po męczarni na rowerku, wśród krzaczorów i robali naziemnych) i jeszcze intrygująca (ehm... no tak, głównie mnie...) historia o zabawie w swatkę poczynioną przez moją Mamę moja mama ma koleżankę, która ma syna w wieku lat 23, który to syn był wyjechał do Anglii, a powrócił niedawno z dziewczyną i jej starszym bratem (bo dziewczyna ma lat 18 i nie chcieli jej rodziciele bez opieki do jakiegoś "kraju trzeciego świata" samopas wypuścić), który to poszukuje towarzystwa mówiącego po angielsku, które zapewni mu nieco rozrywki w nudnym Olsztynie, bo syn koleżanki mamy i jego dziewczyna nie chcą się niestety za bardzo interesować rzeczami nie związanymi z ich pożyciem tak więc zostałam nieświadomie zgłoszona na ochotniczkę i najprawdopodobniej jutro Adam, bo takoż zwie się, powędruje razem ze mną na piwo prosto w towarzystwo Aśki i Magdy. I moje, biedaczek...! ostatnio jeden Amerykanin, na imprezie, na której dużo osób dużo z nim o wielu sprawach rozmawiało, stwierdził o piątej rano, że nie jest szczęśliwy, wsiadł na swój wymagający naprawy rowerek, którym przyjechał do Poznania z Londynu i odjechał w kieunku Singapuru ciekawe co Adam zrobi jutro jak nas pozna...? dowidzenia. notka miała być o zupełnie czym innym, ale wyszło jak zwykle. idę na górę, do swojego pokoju, czytać "Kod Leonarda da Vinci" postanowiłam nadrobić zdecydowane braki w literaturze innej niż klasyczna amerykańska oraz dotyczącej syntaxu oraz mojej pracy no i padło na Dana Browna. wciąż jestem przed filmem, więc czuję się rozgrzeszona, bo przynajmniej dokulturowywanie zaczynam w dobrej kolejności. nie będę przepraszała, że znów pierdoliłam głupoty przez X czasu. jak ktoś doczytał aż do tegho kawałka to albo jest masochistą albo mnie lubi:) idę już, bo to już prawie północ przecież ciekawe jak Ci idzie droga do Poznania? i co słychać u Naszego kota? jestem z Tobą myślami, chociaż tylko częściowo, bo częściowo już moje myśli wybrały się na jutrzejsze piwo:) oczywiście wiesz, że to wszystko po prostu marna prowokacja! tak... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |