Wpis który komentujesz: | Nie lubię sie wracać. Nawet nie wiem dlaczego, po prostu nie lubię. Ale zawsze kiedy sie wrcam, stoję w miejscu przez 20 sekund i w myslach licze do 20. Glupi przesad, ale wierze w to jakos prostacko, ze to czas dany mojemu aniolowi strozowi na dzialanie. Chyba tylko w niego wierze, ze wszystkich bytow transcendentnych. No moze jeszcze w sw. Antoniego, tego od rzeczy zagubionych. Powinienem chyba dorzucic jeszcze sw. Jude, patrona spraw beznadziejnych - ot caly ja, beznadziejny przypadek,mocno zagubiony z garstka swietych czuwajacych nad jego zyciem - piekna perspektywa. Ale tak szczerze, to chyba tylko w nich wierze. Niemniej moja trojca jest taka jaka jest - druzyna wloczykija z boskim wymiarem. Lubie moich kompanow,bo nigdy nic niemowia i zawsze sa ze mna, slowem, razem jestesmy skazani na siebie, na watpliwy sukces przechodzenia przez zycie. Kolejny kubek herbaty stoi przede mna. Patrze jak torebka zabarwia ciecz na brunatny kolor. Nie jestem amatorem herbaty. mam ja, a raczej jej resztki, bo nie usmiecha mi sie picie wrzatku. Kolejny raz oszukuje samego siebie, ze jest mi potrzebna. Mam tez trzy rodzaje kawy, bo z kawa to co innego. Z kawa przeszlismy na "ty" juz ladny czas temu. Moj pierwszy raz, poprawka, nasz pierwszy raz, byl w osmej klasie szkoly podstawowej, tuz przed egzaminem koncowym do liceum. Poczatek byl trudny. Ona mala, czarna, wrogo dymiaca aromatem ze szklanki, ktorej dna nie widac. Ja przerazony, chcialem ja udobruchac lyzka cukru i "mala" iloscia mleka, czy raczej powinienem powiedziec, zrobic mleko z kawa. Wrogo do siebie nastawieni, z obrzydzeniem, przelamalismy pierwsze lody. pozniej byla juz tylko wewnetrzna walka - gorycz w ustach, trzesace rece i walace w piersi serce. Dzis jest inaczej. Zupelnie inaczej. Dzis rozumiemy sie bez slow, zwlaszcza rano, kiedy tak sobie cenie moje zlote chwile milczenia. Rano zawsze jest pierwsza, nawet przed szczoteczka do zebow, nawet przed spotkaniem z rzeczywistoscia. Pol zywy przygotowuje magiczna miksture niczym szaman - tajemne ruchy, gesty, naczynia, odmierzanie, mieszanie, zaparzanie, pojemniki prozniowe z kawa trzymane w lodoce, cukier nieoczyszczony i tajemna sekwencja ruchow - nalac wody do pewnego poziomu, nasypac kawe i wszystko razem skrecic i czekac, az sila cisnienia wydobedzie ciemna energie zycia, dzieki ktorej jestem gotow stoczyc walke ze swiatem w postaci elektronicznej prasy. Troche to zabawne, ale kiedy zrobilem test, "czym dla ciebie jest internet?" okazalo sie ze calym zyciem - nie bylo mi do smiechu... Wiec rano jest kawa. Niewazne czy mala czy duza, bo to zalezy. W czasie sesji jest tez opcja kubek "morze kawy", ale to tylko w sytuacjach krytycznych, kiedy inne srodki zawodza. Pamietam, ze podczas pierwszej sesji dobrnalem do punktu, gdzie czekal mnie Hat Trick, zeby nie pwoiedziec, mission impossible - trzy egzaminy polroczne dzien po dniu. A ze bylo to 1, 2 i 3 lutego to musze powiedziec, ze prezent urodzinowy dziekanowi sie udal pieknie. Wtedy zastosowalem po raz pierwszy drastyczny srodek "morze kawy". Skutek byl natychmiastowy - zasnalem po 15 minutach... Kawa zdarza sie tez po bofitym obiedzie, jesli wogole obiady studenckie takowymi mozna nazwac. Wmawiam sobie wtedy, ze pije czarna, bo po takiej sie lepiej trawi, a prawda jest taka, ze mleko wyszlo a mojemu wspolokatorowi nie moge juz krasc cukru - dran udaje ze mu sie skonczyl. Kawa to moj nalog. Zdrowy, czy niezdrowy, nie wazne, nie rzyce go, nie ma takiej opcji - zbytnio sie lubimy, ale tak szczerze to dziwna jest ta nasza przyjazn, troche mocno naciagana z jej strony. W kawie nie moglbym sie zakochac, bo nie teskni i nie dzwoni, kiedy jej nie ma. Jak jej nie ma, to koniec i juz. Patrzy na mnie z gorny, jak dama nadworna albo jakas matrona ze zwyklej polki sklepowej. Nie usmiechnie sie, nie ucieszy, nic tylko zawsze jest jak na pierwszej randce - ciagle karze za siebie placic! Tak pomiedzy jednym kubkiem a drugim, ale tak serio to trudno zliczyc ktory to z kolei trzymam w dloni. Tak miedzy jednym kubkiem a drugim, odkrywam wciaz na nowo niecierpliwosc serca. Ciagle na nowo odkrywam jak bardzo brakuje mi Twoich rak, Twoich oczu i usmiechu w moim zyciu. Ciagle ucze sie Ciebie na nowo T. I don’t like to go back. I even don’t’ know why but I just don’t. When I do go back, I stand still for about 20 seconds and I count to twenty silently. Maybe it is a stupid believe, but I believe ordinarily, that it gives time my guardian angel to act. Among all of the higher power beings I believe in him. Maybe I should say that saint Anthony, the one from lost things is my favorite too. I should probably count in Saint Judah, a patron of hopeless cases – that’s all me, hopeless case, very lost, with a bunch of saints guarding his life – beautiful perspective. To tell the truth though, they are the only ones I believe in. My holy trio is the way it is – a team of a nomad with saint dimension. I like my companions, because they never say a thing and they are always with me. In a word, we have no choice other than to be successful in an ordinary success of walking through life. Another cup of tea stands in front of me. I watch as the tea bag is coloring the liquid into a dark, brown color. I am not a fan of tea, I have it because, or I should say what’s left of it, because I don’t feel like drinking boiling water. Another way to lie to myself, saying I need it. I also have three different kinds of coffee, because a story with coffee is a different kind of story. Me and coffee got to known each other a while ago. My first time, mistake, our first time, was in the primary school, just before the last final exams that would let me get to high school I wanted to get to. The beginning was though. She was small, black and hostile, dangerously spreading her aroma around from the cup which bottom you couldn’t see, no matter how small it was. Me, being so scared, I wanted to make her friendlier with a tea spoon of sugar and a “tiny” drop of milk, or I should rather say to make milk with coffee. Being so anxious, both of us, with hatred we broke the first ice. After that there was nothing else but the inner fight – dryness in my mouth, shaky hands and a heart beating like a hammer. Today it’s different. Today it’s another kind of story. We understand each other without words actually, especially in the morning when I enjoy so much the quiet moments of gold. She is always first in the morning, she comes first even before the tooth brush, before the reality. Half awake I am making the magic solution just like a wizard does – secret spells, secret movements, gestures, glasses, pouring, measuring, boiling, no air containers with coffee that you hold in the fridge, unrefined sugar, and a secret sequence of putting everything together, waiting for the boiling force to bring everything to life, to make this dark solution so I can drink it and gain my dark strength from it, thanks to which I am able to fight the world in the e-newspapers. It’s funny a bit, but when I took the test “what’s internet for you?” it came out that it is all my life – it wasn’t funny at all… So coffee is in the morning. It doesn’t matter if it is large or small, because it depends. In the time of final exams there is also an option a killer mug of coffee – read. The sea of coffee but that’s only in critical events when other things fail. I remember that when I had to take my finals in college for the first time I was about to make a Hat trick or not to say mission impossible - three, half year final exams in a row. That was the first time when I used the killer mug. The result was instant – I felt asleep after 15 minutes…. I also have coffee after a big, nutritious dinner, if you can call students’ food that way. I keep telling myself that the only reason why I am drinking my coffee black is because the digestion is better if you drink it like that after such a “big” dinner, but the truth is that I ran out of milk and that I cannot steal any more sugar from my roommate – bastard pretends like he ran out of it. Coffee is my addiction. Healthy or not I will not give it up – not a chance! We just like each other too much. But this friendship of ours is different, it’s a little bit too much of it on my side. I couldn’t definitely fall in love with coffee, because it doesn’t miss you and it doesn’t call. When it’s gone, it’s gone. Period. It just looks at me from the top just like if she was a fancy lady or something, from the top shelve in the grocery store. And it’s always like if it was our first date – I have to pay for it! In-between the cups, it’s hard to tell which one is the one I am holding, I am discovering again and again the impatience of heart. I am discovering again and again of how I miss your touch, your eyes and your smile in my life. I am still learning you again by heart T. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |