Wpis który komentujesz: | sytuacja zmienia sie jak w kalejdoskopie :p wczoraj o maly wlos bysmy sien ie rozstali z moim lukaszkiem,... nie wiem sama jakto wyszlo, ostatnio jest tak ze co konflikt rozmawiamy o rozstaniu, jest coraz ciezej, wogole jakos tak oddalilismy sie od seibie, chociaz jestesmy tak blisko fizycznie, widujemy sie codziennie, przytulamy sie mocno, mowimy sobie mile rzeczy, ale nie rozmawiamy juz o wszystkim tyle co kiedys, nie wiem jakas lekka stagnacja nas dopadla, ktora staram sie rozpraszac jak tylko sie da.. i nie chodzi juz nawet o to co robimy,tylko ze nasz zwiazek jakos tak przestal sie rozwijac, nie wiem powinnismy osiagnac jakis nastepny poziom bliskosci chyba, ale jak to zrobic skoro kazdy konflikt nas oddala od siebie i ledwo zdazymy sie na nowo zblizyc a tu nowy konflikt... kiedy sie klocimy, to nie rozumiemy sie wogole, ja uwazam ze jego argumenty sa z dupy a on zapewne ze moje, ciagle mnie oskarza ze wszystko sobie wymyslam a na koniec jest zawsze rozmowa o koncu naszego zwiazku... ciezkie to strasznie, budzi we mnie mega cisnienia ,w ogole juz tak chodze na rzesach zeby bylo ok ze mnie to chodzenie straszliwie zmeczylo i nie moge dluzej.. czuje ze nie mam prawa do najmniejszego bledu bo to spowoduje konflikt ktory na nowo oddali nas od siebie. znow nie bedziemy sie mogli dogadac i znow moje uczucia beda najmneij wazne ze wszystkiego... bsz nie moge tak pisac bo sie tylko doluje. juz bysmy sie wczoraj rozstali, nawet juz o tym mowilismy ze bedzie nam brakowalo tego co bylo, smutno na maxa ,do tego wszystkeigo rozmawialismy o tym na gadu, a nie w realu, a wszystko to z powodu jakiejs tam klotni przedwczoraj wieczorem na piwku ze znajomymi.. ktora ogolnie nic nie znaczyla i dala sie dwoma slowami wyjasnic,ale ja bylam obrazona i wsciekla, on tez i prosze co wyszlo... dalismy sobie ostatni tydzien, przez ktory mamy zdecydowac czy da sie zrobic zebysmy jeszcze byli razem, czy tzreba bedzie sie pozegnac dla naszego wspolnego dobra.. smutno mi strasznie ale jestem szczerze mowiac przygotowana na obie opcje... ten zwiazek z jednej strony jest czyms, co daje mi duzo radosci, kocham tego ludzika, a z drugiej strony czuje jakbym sie dusila... czegos mi brakuje, ale zdaje sobie sprwe, ze w innym zwiazku takze czegos by mi pewnie brakowalo, bo nie ma ludzi idealnych itak samo komus moze brakowac czegos we mnie... whatever, tak bardzo nie chce go stracic, zalezy mi na nim, ale zalezy mi tez na braku konfliktow i ogolnie luzniejszym podejsciu do zwiazku, nie opartym na wymaganiach i oczekiwaniach, ale na dawaniu, zrozumieniu i milosci... smutno mi to wszystko pisac, smutno bylo kiedy on wczoraj przyszedl, od samego poczatku do samego konca tulilismy sie mocniutko, patrzylismy w oczka, kochalismy sie najbardziej romantycznie jak mozna, pozniej lezelismy bez ubranek wtuleni w siebie i sluchalismy magicznej muzyki ktora najczesciej leciala w poczatkowych fazach naszego zwiazku, bo pozniej nie wiedziec czemu przestalam wlaczac muzyke kiedy on przychodzil... bsz wszystko to zawedrowalo w jakas dziwna strone, wczoraj bylo tak jakbysmy juz za soba tesknili, juz mi go brakowalo nawet kiedy byl najblizej jak mozna. nie wiem czemu wydaje mi sie ze ten tydzien to pozegnanei..sama nie moge w to uwierzyc, jestem z nim tak dlugo ze wydaje mi sie jakby to bylo zawsze. nie chce go tracic :( a z drugiej strony, czy to,ze w mojej glowie ciagle opjawia sie mysl, ze jest taka osoba, ktora by zrozumiala moje kosmosy, ktora nie uwazalaby ze to zle ze jestem taka jak jestem, nie wymagalaby ode mnie bycia dokladnie ucielesnieniem marzen, kochalaby mnie bezinteresownie - czy to,ze jest taka mysl, to dobrze dla mojego zwiazku czy nie? zrozum mnie ludziku :( zrozum mnie w koncu ... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |