cess
komentarze
Wpis który komentujesz:

Świąteczny pierdolec w tym roku nas nie dotyczny. Nie w takim stopniu jak zazwyczaj, bo... Jutro rozpoczynamy operację "Wileńska Wigilia". Będziemy jeść takie potrawy, jakie sami sobie w naszym małym rodzinnym gronie przygotujemy. Nie 13, nie 20, nie 48, tylko AKURAT. Barszczyk, Karpik, pierwszy raz będę przygotowywać kulebiaka, kutię i kisiel migdałowy. EMil dostaje pierwszy "dorosły" tort w swoim życiu. Na drugie urodziny świeczki zapłoną na tortowej ciężarówce (po krótkiej debacie zrezygnowaliśmy z Tubisia, bo ostatecznie chcielibyście w swoje urodziny kroić i jeść ulubionego bohatera filmowego?). "Spakowani". Jedyna histeria dopadła mnie wczoraj przywysyłaniu paczki z prezentami dla rodziny. Wszyscy "moi" spotykają się w górach, więc zebraliśmy prezenty dla każdego i chcieliśmy je "puścić kurierem". Pomijając przykrą sprawę, że kurier wyniknął z powodu jednego bardzo ważnego prezentu dla bardzo ważnej babci. Zamówiliśmy jakiś czas temu kalendarz ze zdjęciami Emila. Inny Emil na każdy miesiąc. Najpierw 3 dni zajęło dogadywanie się z KodakLabem, by na koniec kolejny z obsługujących mnie tam panów powiedział, że i tak nie zrobią mi 12 stron z 12 miesiącami. Trafiłam więc do znielubionego Fotojokera. Dostałam ładny paragon z datą odbioru. Ustalonego dnia zgłaszam się po odbiór (a paczka z prezentmai czeka, a święta coraz bliżej...), A PAN, z idiotycznym uśmiechem mówi "Hheheh nie ma heheheh, mówiłem, że może być po 17:00 hehehehe", "a będzie dziś po 17:00?" "Hehehehe nie hehehe bo laboratorium ma opóźnienia hehehehhe". No i wymiękłam. Jak tu krzyczeć na debila? No jak? Nijak. Ze zgrzytaniem zębów wróciłam do domu bez kalendarza. Obdzwoniłam firmy kurierskie, które teraz i tak nie obsługują swoich stałych klientów, i skończyło się na Pocztexie. No cóż mogę dodać. Pierdolone pocztowe ssijżylce portfelowe. Drożej chyba być nie mogło.
No i to jedyna rzecz, która wyprowadziła mnie z równowagi, a tak... upajamy się możliwością spędzenia czasu z dzieckiem jak należy. Trochę odpoczynku, trochę kolędowania... Z resztą kolędujemy już drugi tydzień, przetestowaliśmy kilka płyt z tymi jakże zacnymi piosenkami i tylko krew zalewa człowieka, że nie ma już płyty, na której ktoś wykonuje kolędy NORMALNIE. Albo "na ludowo", w opcji hardkorowej "z góralskim przytupem", albo "Na Edzię G" czyli za wolno, a wyjcowato, no sami wiecie, albo wogóle jakiś postindustrial kolędniczy, a żeby jakoś normalnie zaśpiewano "Bracia spójrzcie jeno", czy "Lulajże Jezuniu" to nie ma tak dobrze.
Bo każda Józefina Zebrzydowska i Zenon Mlaszczywór musi mieć solóweczke w stylu "UOJJAAAAAAEEEEEEEEEEEZZOOOOOUUUHHHHHHAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII"
"ooohh "aaaahhhh" "uuuhhhhhhh" ("rozpal mój namiętny brzuch")
No nic. Mamy już za sobą wigilię półrodzinną w wersji "z moimi" , dzisiaj 30-minutowa wigilia półrodzinna "z Lubymi", a potem już tylko nasza mała rodzinna wigilia.
Tęskno mi za kontemplowaniem świąt, ale to pewnie przypływ emocji związany z rychłym (mam nadzieję) końcem studiów.

Ostatnio często chodzimy na basen (cyli byliśmy dwa razy w ciągu jednego tygodnia) a wszystko za sprawą EMila, który w kółko tylko mówi "idziemy na basen, dzisiaj, będzie fajnie, podobało się Emilkowi, będziemy pływać, idziemy na basen, razem, MARCIIIIIIIIIIIIIIIIINNNN!!!!!!!!!!!!"
Każdy by uległ takim namowom.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)