nasta
komentarze
Wpis który komentujesz:


Długi tydzień. Wiele się wydarzyło. Dalej chaos, dalej mętlik, chociaż powoli wszystko się już klaruje. ON wyjeżdża, drugi ON mnie dzisiaj pocieszał na zajęciach i niech Bóg mu błogosławi, bo robił z siebie takiego durnia, że udało mi się uśmiechnąć. Ogarniam próby dla JazzUs i wszystko w końcu ruszy. Chłopcy zaczęli spinać pośladki w końcu, troszkę przynajmniej. Będzie smutno niedługo. Będzie leciała jedna płyta w kółko, a ja będę zajmować się jakimiś bzdetami byleby o tym nie myśleć i zagłuszyć chaos. Współlokatorka stwierdziła, że musimy się ogarnąć, sugerując, że:
1. przestajemy pić codziennie lub prawie codziennie, bo przecież picie i innego rodzaju używki, czyli ogólnie mówiąc imprezowanie, nie jest lekiem na całe zło (jak to nie?!) i wcale nie pozwoli nam się uwolnić od otaczających nas problemów, różnorakich rozkmin i totalnego wewnętrznego mętliku (nie wiem jak jej, ale mi to do tej pory bardzo pomagało, ale w końcu ustaliłyśmy, tak?)
2. ja już rzucam fajki tak for real, a nie, że tylko o tym mówię i nie palę parę dni tylko po to by zacząć ponownie ze zwiększoną częstotliwością
3. przestajemy przeklinać, bo przecież gdy słyszymy jak dziewczyny/kobiety przeklinają bez powodu (w sensie tylko jako przecinek) na ulicy to aż uszy bolą, a same ostatnio mamy takie tendencje. Więc wszelakim CHUJOM, KURWOM, SPIERDALANIOM, ODPIERDALANIOM itp itd (wiadomo, można długo wymieniać) mówimy stanowcze NIE!
4. ogarniamy się z nauką i pracą, czyli ja chodzę do pracy codziennie, tak jak mam w grafiku (czyt. od 9 do 17), a w weekendy się uczę, natomiast Ona znowu staje się pilną studentką polonistyki (pamiętaj o prawidłowym akcencie).


Chciałabym się wypłakać, ale cierpię na deficyt łzowy, więc nie potrafię. P. jak pocieszacz, czyli kolega udający dzisiaj durnia, żebym tylko się choć na chwilę wyluzowała (a może jest durniem i nie udawał, bo w sumie ile my się znamy?) zasugerował wizytę u okulisty i używanie sztucznych łez. Fakt. A w ramach w/w postanowień dzisiaj m.in. z P. który nota bene cierpi na depresję i cholernie mnie tym urzekł ("...Cześć jestem P. mam doła i depresję sporą", ale fruźki wolą optymistów), bo niestety włącza mi się od razu syndrom Matki Teresy i ratowania wszystkiego i wszystkich i pomagania im, bo przecież potrafię. A później jaka wielka satysfakcja. Och Ach Ech.


Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)