inside
komentarze
Wpis który komentujesz:

Deszcz, asfalt, dwa koła i kilwater.
Mówcie sobie co chcecie. Jazda motocyklem w deszczu jest... fenomenalna! Owszem, pasy, strzałki i cała reszta znaków poziomych, śliskie jak jasna cholera. Przejeżdzanie przez torowiska tramwajowe na zakrętach przyspiesza bicie serca. Poza tym, spływająca po baku woda wprost między nogi nie jest tym, co wprawia nas (przynajmniej większość z nas) w euforię. Jakkolwiek, rozcinając przednim kołem cienką warstwę deszczu i zostawiając za sobą pióropusz rozproszonej mgły czujesz się jakbyś leciał hydroplanem. Kap, kap, kropelki padają na szybę a potem dodajesz gazu by ruszyć spod świateł i struga powietrza pięknie je zmywa. Może i leje się trochę za kołnierz i robi się dodatkowe kilometry byle tylko nie skręcać na kostce brukowej (której w moim mieście jest dość dużo), to zabawa nieprzeciętna. W czym ta zabawa? Kompletnie nie mam pojęcia. Pewnie euforia związana z nowym, nieznanym (smakiem) doświadczeniem odpycha turpizm ostatnich rozmyślań. Jakkolwiek, idę suszyć kurtkę a potem się wykąpać. Deszcz, deszczem a ja i tak się spociłem. Ha!

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)