Wpis który komentujesz: | Za klika srebrników więcej. Deszcz za oknem. Ciężkie krople z łoskotem odbijają się od szyb. Chciałem dzisiaj pojeździć, ale okrutny ból głowy odebrał mi na to ochotę. Większa niż dozwolona ilość środka znieczulającego wpędziła w lekkie otępienie. I spadł deszcz. Gapiłem się na szybę, gapiłem się na parapet, na niebo, na krople ściekające po twarzy. Każda z nich marząca o indywidualizmie, każda wyjątkowa, jedyna i niepowtarzalna. A jednak wszystkie takie same, i tak samo kończą. Cóż, najpowszedniejszą rzeczą w dzisiejszym świecie jest oryginalność. Nie pojeździłem, nie obejrzałem filmu, nie smuciłem się że nie napisała. Trochę się obawiam, że zsuwam się znów w otępienie. Po dniach euforii, życia które jaskrawą pręgą odbija się na wyobraźni, znów wszystko blaknie. Tonie w szarości by zatracić kontury, smak i wreszcie zostać tylko bladym wspomnieniem, wyobrażeniem odczucia. Ile już razy, ile już osób, miejsc i zdarzeń tak skończyło? Stanowczo za dużo. Teraz nie pomagasz. Rozumiem Cię, nie jest mi trudno w końcu byłem przy tym. Mówiłem, że poczekam, i wierzyłem w te słowa. Wierzę w nie nadal... Jak czuł się Judasz stojąc przed Chrystusem? Znów ruszyłem tą misterną piramidę wspólnego (na pewno?) życia poskładaną z patyków przeszłości. Zadrżała i posypało się z niej co nieco. Tu coś odpadło, tam się przestawiło. Boże, jak ja tęsknię za czasem gdy była ona na tyle drobna, że zmieniała się z dnia na dzień. Teraz, jakakolwiek rozmowa o przeszłości wprawia mnie w lęk, że zaraz w tumanach kurzu wszystko padnie i zostanę sam na pogorzelisku. A może już jestem sam, tylko tumany kurzu wcisnęły mi się pod powieki i nie dostrzegam tego? Żyję złudzeniem niedawnej chwili? Po co ruszasz, pytają. Po co ruszasz, pytam sam siebie. Bo nie jest dobrze, bo mnie boli jak to wszystko teraz wygląda. Bo pamiętam, jak wyglądało kiedyś. Bo myślałem, że cudze budowle są wspanialsze i wróciłem rozczarowany, rozgoryczony i na powrót zamiłowany w swojej. Kocham powroty. Kocham... i chcę by było lepiej. Tylko czy jeszcze może? Czy da się przebudować wszystko? Zalepianie tynkiem na nic się zdaje. Prędzej czy później wszystko pęka i jest jeszcze gorzej. Co więc zrobić jak nie próbować przebudowywać po kawałku. Na domiar wszystkiego diametralnie zmieniły się warunki. Przyznaję się ze wstydem, chałturzyłem. Owszem, były chwile ekscytacji. Wstawałem w nocy i napawałem się pięknem tego, co przed sobą miałem. A potem przychodziły ciężkie chwile. Jakaś drobnostka, jakieś niepowodzenie, jakiś błąd i wpadałem w furię. Spalić to! - krzyczałem. Spalić cały ten Rzym! Ja, Neron, strawiony okruch własnego okrucieństwa, bezmyślności, złamany, bez niczego w co wierzy, a co okazało się być kłamstwem. Kłamstwem które sporządziłeś sam sobie Neronie. Czy w dobrej wierze? Może, ale czyjej. Swojej własnej. Zgiń więc teraz w marności swoich własnych nieporozumień, dociekań i żałości. Tak kończy się śmieszność. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |