Wpis który komentujesz: |
Kleks za kleksem, niczym fałszywa skromność na życiorysie. Brodzę w meandrach własnego niezrozumienia. Na co mi język skoro nie potrafię go uwspólniać? Dlaczego raz za razem muszę się potykać o semantykę? Może jednak nie chodzi tu o słowa a o wiarę, co? Gdy ktoś opowiada Ci dowcip którego bohaterem mógłbyś być Ty sam (bo to dowcip o daltoniście, homoseksualiście, intelektualiście, czy jakimkolwiek -iście sobie wymarzycie) to co powoduje, że nie krzywisz się pod nosem i zaczynasz obmyślać plan, jaką scenę urządzić? Wiara właśnie, wiara że osoba ów żart mówiąca nic do Ciebie nie ma i opowiada zwyczajną historyjkę. Wiara, że nie jesteś pośmiewiskiem, terrorystą, szaleńcem, hipokrytą, którego każdy chce zmieszać z błotem. Powinienem teraz wyjść do paru osób i zapytać, czy mi wierzą. W moje dobre intencje, w to że nie zamierzam ich skrzywdzić. Tylko, czy to wystarczy? Czy one aby przypadkiem nie oczekują efektów a nie zapewnień? Jeśli tak, to moje intencje są ledwie początkiem drogi, cała reszta to praca.
|