Wpis który komentujesz: |
Marzenia niekoherentne. Miało zacząć się pytaniem: dlaczego. Miało, ale nie zacznie. Kwadrans strawiłem próbując sobie odpowiedzieć, czy "dlaczego" naprawdę mnie interesuje, czy może to konwencja. Więc nie dlaczego, ale po prostu. Przedmioty bardziej niż ludzie (bez ciągu dalszego). Nawet Ci, którzy są - tym bardziej Ci, którzy się tylko pojawiają - istnieją w czysto przedmiotowym wymiarze. Mówisz (jeśli już się dowiesz, a nie dowiadujesz), że to szczytne wrzucić pozdrowić biedaka i dać mu dychę. Przemawia przez Ciebie hipokryzja albo kompletna ignorancja. On wyda je na wódkę, on dostał je bo jest bezczelny i wychodzi na ulicę, prawdziwa bieda nie rzuca się w oczy, prawdziwa tragedia wstydzi się swojej biedy. Pijak jest tylko podmiotem, narzędziem poprawiającym moje samopoczucie. W innych okolicznościach jest to alkohol, flirt, cięta riposta. Czasami 10 zł dla biednych. Bo tak łatwiej? Bo to ja jestem stroną? Bo nikłe oczekiwania minimalizują rozczarowanie? A w chwilę potem siedzę wśród bawiących się ludzi. Pijących nachalnie, w niedopiętych koszulach przekrzykując dudniącą muzykę, a ja w swoich słuchawkach pod przymkniętymi powiekami staram się nie odtajać. Bo każde uderzenie bębna rozchodzące się drżeniem po całym ciele, każda struna dostrojonych skrzypiec łamie mnie i przeciąga pod kołem kwintowym... więc może prawdziwa miłość jest we mnie samym... a równie dobrze może nie być jej wcale. Jakbym miał co, postawiłbym na to drugie.
|