inside
komentarze
Wpis który komentujesz:

Trois Gymnopedies No.1

Złote kłosy światła przesączały się przez uchylone drzwi. Stara, zmęczona dłoń po dłuższym wahaniu pchnęła delikatnie klamkę. Drzwi bezszelestnie otworzyły się na oścież zalewając kaskadą blasku starszego, przygarbionego mężczyznę. Człowiek zasłonił się w pierwszej chwili lecz wiedziony ciekawością uspokoił się i zajrzał do pokoju. Zobaczył młode małżeństwo pochylone nad drewnianym kojcem w którym wierzgał mały chłopiec. Przechodząc przez wytworny pokój przyglądał się rodzinie z zaciekawieniem. Za oknem coś wybuchło, brudna ziemia obryzgała szybę. Gdy się odwrócił przestraszona kobieta żegnała swojego męża w wojskowym mundurze. Ten schylając się pogłaskał po głowie małego chłopczyka wtulonego w spódnicę matki. Wyszedł a kobieta w zniszczonych ciuchach zaczęła przygotowywać zawiniątko na kuchennym stole. Pół bochenka chleba i ostrożnie przesypała do kopertki sól. Z pokoju wyszedł chudy, niespełna nastoletni chłopak. Szpakowate włosy sterczały w nieładzie. Przytulił się do matki i otarł jej krańcem rękawa łzę. Rozpadało się w około. Szemrzący deszcz z nieba spływał po gliniastej ziemi wprost do okopu w którym siedział przykucnięty żołnierz. Ściskał nerwowo fotografię rozglądając się niepewnie dookoła. Parę błysków i przy wtórze ogłuszającego hałasu osunął się w kałużę. Kolejny rozbłysk opalizującej świetlówki w małej salce pełnej łóżek. Ludzie w zakrwawionych opatrunkach, pojękujący ranni i idący o kuli młody mężczyzna. Uśmiechnął się do pielęgniarki w białym czepku mijającej go w pośpiechu. Staruszek odprowadził ją wzrokiem a gdy obejrzał się znów przed siebie zobaczył tego samego człowieka, w tej samej pasiastej koszuli zgarbionego nad drewnianą pryczą. Zbity z nieociosanych bali barak z oszronioną szybą i podłogą sprawił, że starzec wzdrygnął się nagle i zamknął oczy. Gdy je otworzył zobaczył zniszczony dworzec i dyszącego, opartego o ławkę człowieka. Rzadkie włosy i blada skóra sprawiały, że wydawał się starszy od niego samego. Gdy opuścił peron ogłuszył go gwizd maszyny parowej przy której dwójka ludzi starała się nadążyć z przerzucaniem blachy. Niebieskie drelichy ubrudzone smarem. Jeden z robotników wytarł rękę w chustę którą rzucił za siebie. Nagły powiew wiatru porwał ją przed siebie. Upadła pod trzepakiem obok którego sześćdziesięcioletni starzec, on sam, szedł utykając. W brązowej siatce pół bochenka chleba dzwoniło o butelkę mleka które nalane do szklanki stało na stoliku przed telewizorem. Ubrana w zielony mundur postać w ciemnych okularach mówiła coś patetycznym głosem odbijającym się echem po pustym pokoju. Z krzesła przy oknie wstawał właśnie on by z trudem podejść do rozświetlających się dziwnym światłem drzwi łazienki.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)