Wpis który komentujesz: | ponieważ... S. nie gotuje, o czym już mówiłam, a co jest bardzo znaczącym faktem, bo przez to potrafię docenić każdą, nawet najmniejszą rzecz jaką dla mnie zrobi w kuchni. już samo to, że chce próbowć, jest dla mnie czymś dużym, bo nie poddaje się po porażkach. trochę jak dziecko. taki upór jest jedną z niewielu cech, ktore u dzieci uwielbiam. to cudowne, że S. tego nie traci. przez kilka ostatnich dni coraz poważniej zastanawiam się nad Jego wyjazdem na staż do lasu. nie będzie go robił w nadleśnictwie Poznańskim, ze względow, które chyba rozumiem, więc najprawdopodobniej trafi w rejon Jarocina. i doszłyśmy wczoraj w pracy z M. do wniosku, że między mną i S. to już naprawdę coś większego, skoro ja sprawdzam szkoły językowe w Jarocinie szukając potencjalnego miejsca przyszłej pacy. Jeśli utrzymamy się do lata, a potem do jesieni, to właśnie to mam zamiar zrobić: wyjechać z Nim. nawet jeśli będzie to oznaczało cotygodniowe kursowanie do Poznania. już kiedyś to robiłam, w dodatku na większym dystansie, więc wiem w co się ewentualnie wpakuję. a doprowadzanie własnego życia do porządku po raz kolejny kosztowałoby mnie dużo więcej. chociaż podobno za każdym kolejnym razem jest łatwiej... [nieoceniona mądrość życiowa M.] ale wolę nie sprawdzać jeśli nie muszę. a wszystko to przyszło mi do głowy pod wpływem wczorajszej obiadokolacji przygotowanej przez S. - spaghetti bardzo-a'la carbonara. bardzo-a'la, jak sam zaznaczył przyglądając się z konsternacją konsystencji sosu, który bardzo-nie-do-końca udał się tak, jak założono w planie. ale tym akurat nie za bardzo się przejęłam:) |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |