Wpis który komentujesz: | 3 Karolina zdążyła i jak tylko drzwi się otworzyły, to od razu rzuciła się w moje ramiona. - Daleko jedziemy? - zapytała. - Do końca, a potem jescze kawałek z buta - odpowiedział jej Ramirez. Gdy dojechaliśmy na miejsce naszym oczom ukazało się wiejskie zadupie. Pola, łąki, trochę drzew i w oddali kilka chałup. Ramirez przodem, my posłusznie za nim. Kawałek szliśmy polną drogą pełną gór i dołów, ale to nic w porównaniu z następnym odcinkiem trasy. Pokrzywy do pasa, wystające korzenie i straszne dziury, w które ciągle wpadaliśmy. Karolinka kurczowo trzymała się mojej ręki, żeby się nie wywalić. Wreszcie, po przejściu przez mały lasek, ujrzeliśmy ruiny starego pałacyku. Niemal wszystkie ściany były bez tynku; czerwone cegły przypominały średniowieczny zamek. Od razu zaczęliśmy łazić po wszystkich pomieszczeniach. Nic nie wskazywało na to, by ktoś tam przychodził. Ściany bez żadnych napisów, kamienne podłogi bez czyichkolwiek śladów. W podziemiach to nie wiadomo, bo było zbyt ciemno, by móc coś dostrzec. Jako idealne miejsce na posiedzenie wybraliśmy duży salon na piętrze. Rozsiedliśmy się wygodnie i zaczęliśmy popijać. Zacząłem najpierw od piwa. - Idę się odlać - oznajmił nam Ramirez podnosząc się z miejsca i schodząc w dół. - Uważaj, bo cię duchy zjedzą! - krzyknąłem do niego. - Nie zalewaj - usłyszeliśmy gdzieś z dołu i rypnęliśmy śmiechem. Brzdąkając na gitarach popijaliśmy i nie wiadomo skąd ściemniło się, a z oddali rozległ się złowieszczy pomruk. c.d.n. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
nie_ten_swiat | 2008.05.14 19:35:16 Wiem. Ale nie mam wyjścia, szkoły nie rzucę :/ |