Wpis który komentujesz: | Finał NBA: Boston bliżej tytułu 09.06.2008 06:28 Koszykarze Boston Celtics wygrali u siebie z Los Angeles Lakers 108:102 i prowadzą 2:0 w finale ligi koszykówki NBA. Kolejne dwa lub trzy mecze odbędą się w Los Angeles. Gospodarze sukces zawdzięczają dobrej grze w obronie oraz niesamowitej wręcz skuteczności. Trafili 36 z 68 rzutów z gry (52,9 procent), w tym 9 z 14 za trzy punkty (64,3 procent). Do tego zaliczyli aż 31 asyst. W tym elemencie koszykarskiego rzemiosła brylował grający drugi sezon na parkietach NBA Rajon Rondo, który 16 razy wyprowadzał kolegów na pozycje rzutowe. W ekipie 16-krotnych mistrzów NBA nie zawiodła trójka liderów - Kevin Garnett zdobył 17 punktów i 14 zbiórek, Paul Piece - 28 punktów i 8 asyst, a Ray Allen - 17 punktów. Nadspodziewanie dobrze zagrał natomiast rezerwowy środkowy Leon Powe - w ciągu 15 minut uzyskał 21 punktów. "Nie zadowolimy się prowadzeniem 2-0. Jedziemy do Los Angeles po dwa zwycięstwa - chcemy tam zdobyć mistrzowski tytuł" - zapewnił Garnett. Nie bez znaczenie dla sukcesu gospodarzy była dysproporcja w liczbie wykonywanych rzutów wolnych. Celtics 38 razy dostali szansę poprawienia dorobku punktowego z linii osobistych (trafili 27 razy), natomiast Lakers - zaledwie 10 razy. Różnica w odgwizdanych przewinieniach była mniejsza - 28 do 21 na korzyść Celtics. "Jestem wstrząśnięty faktem, że Leon Powe miał więcej rzutów osobistych (13 - przyp. PAP) w ciągu 15 minut gry niż nasz zespół łącznie w całym meczu. To wprost niedorzeczne. Nigdy w życiu nie widziałem takiego meczu, a zdarzyło mi się już prowadzić drużyny w finałach" - powiedział trener Lakers Phil Jackson, który zdobył 9 tytułów mistrzowskich jako trener i jeden jako zawodnik. Po trzech kwartach Celtics prowadzili 83:61 i wydawało się, że spotkanie jest już rozstrzygnięte. W ostatniej odsłonie "Jeziorowcy" znacznie podkręcili jednak tempo gry i zdołali zbliżyć się na dwa punkty (104:102). Na więcej nie starczyło im czasu. 30 punktów i 8 asyst (w tym 13 i 5 w czwartej kwarcie) zdobył lider Lakers Kobe Bryant. "W końcówce zagraliśmy agresywnie i z pewną dozą desperacji. Zabrakło jednak czasu by odwrócić losy meczu. Była to dla nas dobra nauczka przed meczami u siebie" - wyjaśnił Bryant. Zapytany o dysproporcję w rzutach wolnych skomentował jedynie z uśmiechem: "Nic takiego nie zauważyłem". Lakers nie przegrali jeszcze w tegorocznych play off we własnej hali (8-0). Przeciwko nim przemawia jednak historia - jeszcze nigdy nie zdobyli mistrzostwa po porażkach w dwóch pierwszych meczach. Z kolei Celtics siedem razy znalazł się w obecnej sytuacji i za każdym razem wygrywał. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |