Wpis który komentujesz: | Jeśli ciągle żyję przyszłością i nakręcam się nią, jak to będzie fajnie niedługo, że szczęście jest tuż tuż, to kiedy będzie czas, by naprawdę to przeżywać i doświadczać teraz? Ale lepsze jest oczekiwanie czegoś dobrego i cieszenie się tym, niż strach i wiele innych mniej przyjemnych stanów. Zresztą jeśli cieszę się przyszłością, to i tak cieszę się teraz, doświadczam tego teraz, w tej chwili. Jedno i drugie jest w porządku - doświadczać czegoś fajnego teraz i oczekiwać na jeszcze lepsze w przyszłości. Pytanie czy naprawdę autentycznie się cieszę czymś, czego jeszcze nie mam. I czy potrafię się tym nadal cieszyć gdy już to mam. Rzeczy nie dają szczęścia, przynajmniej nie jakiegoś ogromnego szczęścia, ale są miłymi drobnostkami, których nie muszę sobie odmawiać. Chyba że zastępują jakiś głębszy brak. Gdzie jest brama do szczęścia absolutnego? Może wielka miłość. Może wielkie bogactwo. Może wielkie dzieła. A może rezygnacja z wielkości i zadowolenie z tego co się ma. Może wielka mistyka. Tak żeby czuć się szczęśliwym patrząc na niebo. Żeby czuć się szczęśliwym oddychając. Żeby czuć się szczęśliwym na widok słońca lub księżyca. Istnieć sobie w szczęściu, bez specjalnych warunków. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |