zapiski_z_ostatniego_wagonu
komentarze
Wpis który komentujesz:

* 2009-04-19 | (18:28) Katowice - Kraków (20:18) | pospieszny *

Dawno nie jechałem w tak... zatłoczonym przedziale. Jest nas czterech. Damian. Kamil. Ja. Ktoś. Wszyscy wsiedliśmy w Katowicach.

Ktoś jest dziś mężczyzną, na oko lat ponad 25. Żonaty. Chyba, że obrączkę nosi, bo lubi. Jedyne słowa jakie ze mną zaminił, to pytanie o wolne miejsca. Usiadł przy oknie, tyłem do kierunku jazdy. Ja z Damianem siedziałem wtedy przy drzwiach. Kamil doszedł później. Niespodziewanie.

Przesunąłem mu się, by usiadł na moim miejscu, tym samym zbliżając się do Żonatego. Tak będę go nazywał.

Ludzie uciekają od siebie. To dość oczywisty mechanizm, który można zaobserwować w pociągach. Tak. Przesiadłem się na drugą stonę, tak by równowaga była zachowana. Dwa do dwóch.

Kamil czyta książkę. Studiuje prawo. Od małego wiedział co będzie robił. Poznałem go jeszcze w przedszkolu. Kiedyś moja mama zapytała go: "Kamil, kim chciałbyś zostać w przyszłości?" On jak zwykle elokwntnie odpowiedział: "A kim ja mógłbym być? Mama prawnik, tata prawnik, dziadek prawnik, więc mi też pozotaje być prawnikiem." Miał wtedy niewięcej niż 10 lat.

Słońce jest dziś takie przyjemne. Każdy ma jakieś ulubione barwy. Ja lubie barwy takiego słońca. Żółto-pomarańczowe smugi na twarzach, ścianach, mijanych drzewach, kartkach książki, którą Kamil czyta. Wszytko rozporszone w tak błogi sposób.

Do Żonatego dzwoni telefon. To krępujące rozmawiać w pociągu. To krępujące rozmawiac przy kimś. Krótkie zdania, "yhym", zamiast "tak", sztucznie zadawane pytania "no i co tam jeszcze?"... Też prowadzę takie rozmowy. Niestety. Skończył dość szybko.

Mamy dziś otwarte drzwi. Okno w przedziale zamknięte, ale tylko z powodu szumu. Wiem, bo sam zamknąłem.

"Szanowni państwo zbliżamy się do stacji Trzebinia. Planowy odjazd pociągu godzina..." - dowiedziałem się z głośnika. Kamil zapalił światło. Rozumiem go. Też, czasem, zdarza mi sie czytać. Czasem. Wtedy nie wsytarczy, że za oknem jest jasno. Musi być jasno dokładnie tam gdzie chcę. Na stronie 27, czy też 65.

Mój dziadek pracował na kolei. I pradziadek. Nie, to nie rodzinna tradycja. Dziadek i pradziadek nie są z jednej linii. Zapisz. Zapomniałem zapisać. Ctrl + s. Już. Mi po nich została przyjemność z jazdy pociagiem. Jeśli oni w ogólę tę przyjemność czuli.

Trrruuuuuuuuuuut! Nie wiem jak inaczej określić dźwięk kolejarskiego(kolejowego?) gwizdka. Jedziemy dalej. Konduktor prosi o bilety. Żonaty jedzie za Rzeszów. Konduktor, jakby przypominał sobie coś z bardzo odległej przeszłości: "Aaaaaa... to ja mówiłem Panu... w Rzeszowie na osobowy..." Żonaty pokiwał głową. "Dobrze" - powiedział jakby od niechcenia, ale z szacunkiem i zrozumieniem. Toczymy się dalej. Wciąż jest jasno. Jeszcze w Krakowie będzie jasno. Mam nadzieję.

Tymczasem zbliża się pani z WARSu. "Dzień dobry. Coś do picia dla panów?". Nie, dziekujemy. Mówi to chyba co drugi przedział. W poprzednim mówiła: "Dzień dobry, kawa, herbata dla państwa?". W kolejnym również. Żonatemu znów dzwoni telefon. Tym razem wyszedł na korytarz. Zasunął drzwi. Stoi tyłem do nas, opiera się o szybę. Teraz na pewno nie czuje się skrępowany. Poszedł dalej, być może do toalety. Wraca pani z WARSu. Dziś trochę później niż zwykle. Dziś jadę w przedostatnim wagonie.

Kiedyś, być może już pisałem, jedna z warsowcyh dam, ta, która (wracają konduktorzy, wrócił Żonaty, ale pozostaje na korytarzu, nie rozmawia), ta która narzekała, że nikt od niej nic nie kupuje powiedziała, że do WARSUu jest bardzo prosta droga. "Idzie pan cały czas prosto - nawet skręcać nie trzeba."

Zupełnie jak życie?


***

Niby skończyłem już pisać, ale korytarzem przeszła dziewczyna, już drugi raz dzisiaj (drugi w tę samę stornę, w sumie czwarty). Pamiętam, że gdy zaczynałem jeździć do Krakowa, siedziałem z nią przedziale. Dwa, może trzy razy. To miło poznwać twarze nieznanych ludzi. To miło móc o nich napisać.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)