Wpis który komentujesz: | zimno tu. wysiadasz w stanie jeszcze zaspanym z samolotu, a po twarzy strzela cię nieco ponad zero Celsjusza. niby nic specjalnego i lepiej cieszyć się, że nie leje tylko trochę siąpi, ale Londyn oferuje okolice piętnastu, więc czuć tą różnicę. szczególnie jeśli z samolotu wysiadło się w trampkach, a zamiast ciepłego płaszcza na grzbiecie osiadła skórzana kurtka, więc przez głowę galopuje: jeszcze tylko kontrola dokumentów, a potem tuptuptup po odbiór bagażu i dokopywać się do bluzy i rękawiczek, szybko, szybciej.... potem długa, długa droga do domu, bo autobus z lotniska do miasta na główny utyka raz po raz w korku (staram się w tym porannym tłoku stać nie przytulając się do grubego pana z wąsem), a na głównym dowiadujesz się, że z trzech pociągów tylko jeden kursuje, ale z powodu remontów torów jest na starcie opóźniony o 45 minut, a dodatkowo został zmieniony z pospiesznego na osobowy, więc zatrzymuje się na kilku(nastu!) stacjach więcej, co wydłuża czas podróży o kolejne 66 minut. przynajmniej wg pkp, bo kiedy siedzisz przez 1,5 godziny na zimnie i wszędowcisłym wietrze, czekając na peronie na pociąg, który gdzieś między początkiem trasy a Twoją stacją załapał dodatkowe 97 minut opóźnienia, zaczynasz nabierać poważnych wątpliwości co do tych jakże pozytywnych obietnic. nic to, słuchawki głębiej w uszy, puszczasz więcej słonecznej muzyki i czekasz, czekasz, czekasz, przytupując stopami i chowając głowę w kapturze. tak tak... wiesz R. co teraz myślę o Twoim mieście? to samo co Ty o jednym z moich! tylko, że podstawy tej opinii kosztują mnie teraz solidny kaszel i upierdliwe smarkanie, czasem przerywane serią kichnięć, a Ty tylko dzień kaca miałeś... ale kiedy patrzę z podłogi przez okno na skrawek błękitnego nieba, i kiedy wstaję i spoglądam w lewo na mój las, to wiem, że mogłabym nawet zmarznąć tam jeszcze bardziej, a pociąg mógł sobie jechać jeszcze wolniej, ja chciałam tylko dotrzeć do jedynego miejsca, które mogę teraz nazwać domem, przytulić się to znajomych kątów i z wdzięcznością zamknąć oczy, spokojnie wdychając zapach łóżka i zimnego powietrza, bo nie mam już żadnego kawałka świata, który byłby mój, oswojony i bezpieczny. ale mam to. a \"to\" jest najbliżej oswojenia. więc chwytam się go mocno, przyciągam z całej siły do siebie i proszę \"ty mnie nie opuszczaj, bo nie wiem co wtedy zrobię\". zamykam oczy i pozwalam sobie na słabość. a potem zasypiam, pierwszy raz od... od... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
bocianek | 2009.11.01 18:39:57 jak byłam mała zachwycałam się widokiem ludzi jadących na święta do domu. chciałam tak jak oni stać na dworcu z biletem w ręku, czekać na pociąg który zawiezie mnie w \"moje\" strony. po kilkunastu latach zmieniłam zdanie, a wyczekiwanie na pociąg niczym nie zachwyca, może dlatego, że życie nie zmusiło mnie do opuszczenia rodzinnych stron. swiat_momentami_jest_piekny | 2009.11.01 16:08:52 Czytając i mi zrobiło się zimno... |