chinaski
komentarze
Wpis który komentujesz:

Dodatek o zdradzie 2010-01-21 20:56:29

Z gazety wypadł dodatek. Podniosłem go z podłogi, a z tytułu dowiedziałem się, że podejmuje temat zawsze palący – zdradę. Temat jak temat, pomyślałem bez wzruszeń, każdemu znany. Trudno liczyć na otwarcie drzwi do baśniowej krainy, gdy wszystkie dawno wyważono, a za nimi tylko śmietnik i trzepak. Na wszelki wypadek rozejrzałem się jeszcze po stoliku z prasą, ale szybko zrozumiałem, że nic ciekawszego nie znajdę. Mój dentysta ma głównie pacjentki albo czyści domowy stolik, gdy żona przeczyta zakupione tytuły, i przynosi to do gabinetu. Zgromadzone pisma należały do kategorii „prasa kobieca”, a ja, w narastającym stresie wizyty, nie mogłem dłużej kaprysić, rzuciłem się więc w lekturę dodatku o zdradzie i chyba nie żałuję.
Przede wszystkim winny jestem uściślenie. Po lekturze odniosłem wrażenie, że gdy używamy terminu „zdrada” większość z nas będzie miała na myśli głównie seksualny aspekt sprawy. Pozostańmy zatem, na potrzeby tekstu, w tym ograniczeniu do „skoku w bok”, żeby rzucić światło na sprawę.
Z tekstów pomieszczonych w dodatku wynika, że zdradzamy dosyć często, mocno i coraz śmielej, a jednocześnie rzadziej mieszamy do tego uczucia. Seks, poza związkiem, staje się formą rekreacji, sposobem na poprawę samopoczucia czy walki ze stresem, przemęczeniem, ale też, dla wybranych, bywa metodą na poprawę relacji we własnym małżeństwie, choć brzmi to nieco przewrotnie na pierwszy rzut myśli. Dlaczego tak się dzieje? Oto zaniedbana żona albo zapomniany mąż, po takim wyskoku do kochanka/kochanki odzyskuje wiarę w siebie. Na powrót czuje się ważnym, upragnionym, ciekawym człowiekiem i tę pozytywną i uskrzydlającą energię wnosi do własnego domu. Rozświetla tym samym szarość codzienną w relacjach z małżonką/małżonkiem i z dziećmi, na które przestaje krzyczeć i nie czepia się boleśnie. Łatwiej, i z mniejszym znużeniem, wykonuje także rutynowe czynności. Mówiąc krótko: leci przez spowszedniałe obowiązki z prędkością pegaza w rui. Do czasu oczywiście, bo gdzieś przychodzi przegięcie. Coraz chętniej zaczyna skakać w bok i tym samym pojawiają się problemy. Z jednej strony, po pierwszym nasyceniu własną atrakcyjnością, zaczyna przeszkadzać fakt, że w domu ciągle trzeba kłamać, żeby podtrzymać relacje z obiektem pożądania albo powoli, ale dobitnie, przeszkadza, że przychodzi głębsze uczucie i nowa osoba przestaje być już tylko ciałem. Z drugiej zaś strony zaczynają się pojawiać prozaiczne kłopoty natury „gdzie się kochać?”. Było już w pokoju hotelowym i na służbowym biurku, było w przebieralni sklepowej i w samochodzie na przednim siedzeniu, potem na tylnej kanapie i dramat. Już nie ma gdzie pójść, żeby nie popaść w banał. Tymczasem mniej lub bardziej znajomi czuwają, pech się czai i już nerwówka, bo sąsiedzi, bo koledzy i sprzątaczka w firmie, a w pokoju ksero pracodawca zamontował kamerę. Powielanie zaś szkodzi atrakcyjności i odbiera moc namiętności. Zaczyna się mozolny powrót syna marnotrawnego na łono, jeśli nie własnego mieszkania, to własnej żony i kółko się zamyka. Wielu próbuje co prawda budować nowy związek, ale nielicznym to się udaje, bo w gruncie rzeczy do starego nic nie mieli.
Dodatek o zdradzie poinformował mnie także i o tym, że męczymy się w stałym związku prawdopodobnie dlatego, że stałość jest kagańcem nałożonym przez kulturę, mentalność, religię czy tradycję. Wszak powszechnie wiadomo, że mężczyźni, w znakomitej większości, mają silne biologiczne parcie na rozsiewanie genów i muszą bardzo się pilnować, nakładać wodze własnej naturze, jeśli chcą zachować wierność partnerce. Ale i tak, mimo codziennej walki, być może kiedyś polegniemy i splugawimy w końcu związek, okrutnie zwyciężeni przez durny atawizm albo chuć. Może nie wszyscy, ale jakoś w dodatku o zdradzie nie mówi się o tych, co nie mają pokus. Reszta? Wybaczcie panie, ale mieliśmy naprawdę dobre zamiary nim natura nas zmogła, a jakaś sympatyczna wasza koleżanka dopadła. Jednak nie łudźcie się panie, że wyżej stoicie, bo i kobiety z naturą sobie nie radzą. Te zdradzające i te wierne mają silną potrzebę zapewnienia swoim dzieciom jak najlepszej jakości silnych genów i szukają ciągle, nawet bezwiednie. Podobno wszystkie, nieświadome podstępu natury, nawet te wymagające, najmądrzejsze i najlepiej wykształcone, będąc w czasie owulacji chętniej zwracają uwagę na mocnych, wielkich facetów z kwadratowymi szczękami i małym móżdżkiem. To by przynajmniej jakoś tłumaczyło, dlaczego w społeczeństwie drastycznie upada etos inteligenta i mamy do czynienia z powrotem troglodytów.
Z mądrości dodatku dowiedziałem się jeszcze i tego, że nasi dalecy przodkowie, będąc związani z naturą, mieli tę mądrość ewolucyjną, że nie wchodzili w stałe związki na całe życie, a tylko na czas odchowania dzieci do 4-5 roku ich życia, by potem przekazać geny innej partnerce i z nią spędzić kolejne kilka lat. Opiekę nad dziećmi przejmowało bowiem plemię, w którym żyły. To by nam się z pewnością i dziś podobało. Mniej byłoby zranionych, zdradzonych, zmaltretowanych w związku, ale obawiam się, że nasze duże plemię woli afery hazardowe niż zajmowanie się wychowaniem dzieci wspólnych, choć zawsze cudzych.
Co nam zatem pozostaje? Na wszelki wypadek omijać łukiem okazję do zdrad? Jeśli się da, to na pewno najlepszy pomysł. Innym rozwiązaniem jest też budowanie związków świadomych mądrości zawartych w dodatkach o zdradzie. Jeśli już się jednak przydarzy skoczek w boczek, musimy chyba ze łzami w oczach podążyć za Michałem, bohaterem filmu „Porno” Marka Koterskiego, który pocieszał zdradzającą z nim koleżankę i tłumaczył, że jak chłopak w wojsku nie zdrada, jak po alkoholu nie zdrada, jak mąż w delegacji nie zdrada, jak po francusku nie zdrada, ale innych wariantów „nie zdrady” przypomnieć nie mogę, bo to film z 1989 roku. Dziś dałoby się z pewnością dorzucić, że jak wirtualnie nie zdrada, jak z poznaną na czacie nie zdrada, jak na wyjeździe integracyjnym nie zdrada i podkreślić, że bez miłości nie zdrada.
Wszystkich jednak, którzy z jakiegoś powodu już zaplanowali pierwszą zdradę, a dodatku nie czytali, przestrzegę nim będzie za późno. Znalazłem jeszcze jeden ciekawy paradoks, który wyszedł chyba przypadkiem i niezależnie od intencji redaktorów i to z ust psychologów. Na pytanie dlaczego one zdradzają, padła odpowiedź, że zdarza się, iż robią to kobiety zaniedbane i zapomniane przez mężów, zapracowane w kuchni, przy dzieciach, żyjące w pośpiechu. Robią to, gdy pojawi się ktoś, kto na nowo odkryje w nich kobietę atrakcyjną, która może się podobać, być pociągająca i pełna powabu. Tymczasem drugi psycholog, pytany o zdrady dokonywane przez mężczyzn, orzekł, że mężczyzna dla skoku w bok chętnie obniży wymagania wobec kobiety. Na jeden raz może ona być brzydsza, nudna, niezbyt mądra, mieć wady, które go drażnią w innych relacjach. Proszę brać to pod rozwagę, drogie panie, że nie do końca zdradzając jesteście bóstwem dla nowego partnera. I wam to ku przestrodze, drodzy panowie, że walenie głupa jednak nie przynosi chluby waszej męskości. A potem? Wiadomo, po stosunku nawet pies jest smutny, że o kocie nie wspomnę, a do domu i tak wrócić trzeba, bo tam dobra, sprawdzona, żona i tak robi najlepsze naleśniki. Tylko czy one jeszcze równie łatwo przejdą przez przełyk?

źródło: http://wangin.blog.pl/

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)