Wpis który komentujesz: | * 2010-04-11 | (16:45) Warszawa Centralna - Częstochowa (19:26) | TLK * Śniadanie kończone jeszcze z uśmiechem na twarzy, z ustami umazanym masłem, okruszkami bułki w kącikach. A potem, jak w prima aprilisowy żart, wizyta gościa wygadującego niestworzone rzeczy. Niedojedzony kęs odkładany na talerz, drugi stający w gardle, krztuszenie się herbatą. Cisza wypełniająca miejsce słów. Dla pewności zerknięcie na kartkę kalendarza. Ból rozczarowania. Zdezorientowane oczy czytające przesuwające się po ekranie czerwone paski, litery składające się w niepojęte słowa, których znaczenie jest tak obce. ‘Tragedia’ słyszana, niczym w podstawówce, odmieniona idealnie przez wszystkie przypadki. Słowa powtarzane w kółko te same, ludzie jakby mniej kartonowi niż zwykle, komentarze już nie tak wojownicze. Błyszczące oczy na tle matowych twarzy. Liczby trzymające w niepewności. Czas, który stanął w miejscu by zapisać się na wieczność. Dzwon dzwoniący ostatnio zbyt często. Nazwiska przebijające się przez barierę ciszy. Godziny spędzone przed telewizorem. Próby odejścia, oderwania się, wrócenia do swoich spraw. Pospolite ruszenie ponad podziałami, by za rok, dwa, pięć znowu zapomnieć. Prawdziwy żal przebijający się z gęstwiny pijaru. Przeciwnicy odnoszący się z szacunkiem, ci prawdziwi, odmawiający komentarza, wymawiający tylko kilka słów grzęznących w gardle i ci wywołujący mdłości, z nieestetycznie doklejonym smutkiem na twarzy. Ławki w kościele mniej puste niż przystało na sobotni wieczór. Organista rozpoczynający pieśń na wejście, tablica czekająca na sponsora wyświetlająca tekst. Drgnięcie powieki, bo „Z dawna Polski Tyś Królową”. Ludzie zbierający się dopiero, gdy ksiądz już dawno odszedł od ołtarza. Już wszystko dobrze. Planowanie kolejnego dnia z herbatą w dłoni. Pchnięcie życia dalej. Gwałtowny wybuch płaczu, tak oczekiwanego i tak obcego w ciągu ostatnich kilku lat, w najmniej spodziewanym momencie. Bycie razem. Uczucia odkrywane w sobie na nowo. Strach wychodzący z ukrycia po całym dniu. Myśli, że to przeklęte miejsce, przeklęty czas. Nadzieja rodząca się gdzieś na drugim planie. Spokój, gdy już nie ma się sił. Nazwiska, z początku obce, teraz na nowo objawiające się przed oczami. Pocieszający uśmiech, że jednak szczęście, że nie wojna. Zaduma nad rokiem ’68 i myśl, że tamci jeszcze gdzieś są. Zasłyszany komentarz o szybszym dojrzewaniu. Widok zniczy parzących dłonie, niechcących się zgasić. Radość bycia razem. Sen spokojniejszy niż dzień. A później już tylko zamknięte sklepy i mała wstążka powiewająca na antenie samochodu. Puste perony i ta przerażająca cisza miasta, gdy nikt nic nie mówi, nie chwilę czy dwie, ale cały czas. Przerażająca cisza przejeżdżających samochodów i piszczącego tramwaju. Cisza ludzi idących w tym samym kierunku. Cisza ludzi zapatrzonych w ekrany z wiadomościami, ludzi z czarno-białymi gazetami miętymi pod pachą. Cisza ludzi ustawionych po przeciwnych stronach ulicy, nie przepychających się tak jak zwykle, tworzących niekończący się sznur owijający całe miasto. Cisza hamujących pociągów i wsiadających z bólem serca osób. Cisza przedziału wymowna bardziej niż zwykle. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
cheshirecat | 2010.04.12 11:56:51 wspolna cisza. Normalnie w przedzialach sa cisze osobne. Dziwnie tak wiedziec dokladnie o czym teraz mysli kazdy dookola. |