W zmrok tak na prawdę wchodzi się każdego wieczora, gdy siność zmierzchu zabarwia obłędem myśli. Wszystko gęstnieje, otula i tłamsi.
Wola przestaje być wolna albo zaczyna na przekór dniowi i tak ze wszystkim i tak codziennie.
Jedynym znanym mi ratunkiem jest praca. Ta przepaść ratuje wiele nocy, a że i to jest przepaścią dowiedzieć się można niekiedy dopiero po wielu spokojnych latach niezauważonego spadania.
To najboleśniejsze upadki. Ciekawe czy ktoś zrozumie tą czerń.
Czy ktokolwiek zwraca jeszcze na to uwagę, daje powlec nią własne myśli, czy tylko ja pooddzielany od was ścianami ruchliwych domostw o tej porze pogrążonych w śnie, marzę sobie przemierzając ciemne obszary półjawy.
\\\"i tylko myśli się miłość żywą
w myśli na bruku się klęka\\\"
Już sie nie klęka. Teraz się ćwiczy. Skłony, przysiady, kucnięcia, pochylenia. Jak na komendę. Raz dwa trzy. W domu. razdwatrzy, w pracy, raddwatrzy,
na sali, razdwatrzy, na wycieczce, razdwatrzy, w łóżku, razdwatrzy, w kościele, razdwatrzy. Byle do końca wszystkiego, się zdążyło.
Ale tego przegapić się nie da. Cały świat rozpisany w rytmie prostej wyliczanki i jak to możliwe, ze najpełniejsi czujemy się w chwilach gdy rytm zamiera.
Ale jak to - oburzą się muzycy - rytm zamrzeć nie może a co najmniej nie powinien - zgromią. Toteż nie zamiera. Stłoczony na dalszy plan chwilą boskiej ciszy, już nie należącej do człowieka, ale Stwórcy jeszcze nic nie obchodzącej.