Wpis który komentujesz: | ***** Sławomir Różyc - Sen o Arsinoe. X.Brama Kwitnących Jabłoni dywan ci rozściele od samego progu chrupnie miękko karmin po blaszkach peoni abyś lekkość czuła gdy stopę zanurzysz w tej kruchej szpilce na paseczki białe przebudźmy kinkiety niech sypną po ścianach niby obracany w czubkach palców diament tym czystym światłem iskrzącym w sześcianach tak jak kryształ błyska w długich skrzydłach ważek w stąpaniu. W ciszy. W tej świątynnej misie w chłodzie kulistych tam w mgłach pod kopulą gdzie białe dłonie w dłoń kontredanserów z lękiem niewieścim składa światła promień ileż w tych progach już żupanów lśniących trzewików smukłych ze stopnia na stopień z mufek panieńskich w rękojeści szabli tęsknice, końcem palców, lubo szepty wplotły zawsze to będzie nam ten czub chłopięcy zmienność kobieca co miękkim szafranem w opak pisana o śmiechu dziewczęcym a czasem spod rzęsy też fasolką szklaną znaczą lata jasność, kreślą też półcienie bo nigdy krzywdy i ciemności dosyć niesiona sennie z pszczelich brzmień organów tam pod kopułą zbłąkanych nakarmisz być może cienie mgliste to sylwetki i dzień nam każdy uboższy od rana bliższe, bo tylko pod kopułą tańczą i w oczy patrzą, nie po to by kłamać to ostania lekcja nasza Arsinoe to dar kobiecy, to Stacja Karmienia włosem błękitnym spłynie przez witraże w małym skrzydełku zaświecisz kryształem nie trzeba maluczkich obierać z ich kłamstwa nie trzeba stukać w pokrowiec po skrzypcach a palce pod stułą znaleźć przed ołtarzem tam ich przebudzić spod rzęsy fasolką bo są jak rozgwiazdy mrugające sobie są jak dyplomy nauk o dyplomach i więcej życia w witrażach kolebie niż na ich twarzach barwnych kosmetykiem dlaczego zwlekam, drobin gdzie ich nie ma szukam po dywanie i długich ław rzędem w jasnym orzechu, jak to u nas, patrzę jego najbliżsi, twoi. Capuletti czy cie nie zwiedzie ten chór na organach śpiewaczki w wrzosach tenor w białym fraku a może je przybrać pysznym piórem strusim czy akord na wejście nie będzie zbyt smutny ? róże rozrzucone może przez kadzidło powinny płynąć twe nagie ramiona i pierś strwożona jak dobrze pamiętam obok znamienia krnąbrny sutka śpioszek niech On będzie jasny, i niech jego oczy o innej barwie wiodą cie z Księżycem niech ma odwagę rozmawiać z motylem niech w jego jedwabiach składa przyrzeczenia nas nie wypatruj spojrzeniem, nie szukaj my w cieniu nawy gdzie anioł czuwamy ludki z kasztana kruchy piesek z chleba byliśmy po to byś siebie poznała byliśmy z tego, co łatwo zapomnieć i to się innym nie przydarzy wcale cicho się wtulimy w gładki kark anioła aby jego oczy wreszcie zmatowiały ciepłe, smukłe palce złóż na męskiej dłoni jak harfę, skrzydła, ma nad głową anioł one w kształtach szklistych, piór podłużnych struny aniołów maszt śnieżny co do mszy nie płaczą choć lot swój łamią na twych ustach Ave ... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
aniol | 2011.08.14 22:37:32 zmatowiały, wreszcie;) bardzo mi się podoba:* |