jawor
komentarze
Wpis który komentujesz:

Wspomnienia, iks de

To było tak, osiedle Bielany, dwudziesta druga (gdzieś tak), dwutysięczny jedenasty, dwudziesty ósmy grudnia, mniej więcej tak, przyjechało paru koleżków do znajomych z ciekawym cv, których spotkali w marnej knajpie, która nie widnieje nawet na google maps, bardzo ciekawe doświadczenie, kilka nowych ciekawych znajomości i kilka nowych obserwacji. Tych samych paru koleżków kilka godzin później pojechało tam, gdzie sucz leci na biznesmena, ale na hustlerów i bokserów też, śmieszne co, tak samo jak przekonanie, że tzw. najlepsze sucze lecą na biznesmena za samo bycie biznesmenem i sos w portfelu, ale nie o tym, nie o tym, nie o tym była mowa, ale o tym, że tych samych paru koleżków z paroma nowymi znajomymi pojechali do innego lokalu, bardziej odpowiadającemu rannej już niemal godzinie i upojeniu alkoholowemu, wśród których również należałoby upatrywać przyczyn rozpalenia żądzy i namiętności między młodszym spośród koleżków oraz najmłodszej spośród nowych znajomych. Ich słodki pocałunek z pewnością mógłby być bujnie opisany przez tzw. artystów pisarzy, jako że nie jestem jednym, to określę go jedynie jako bardzo słodki pocałunek. Nawet to nie ja tak to określam, ja w ogóle staram się uciekać od dokładnego (bo się nie da) opisywania rzeczy niedoskonałym ludzkim; to ona użyła słowa \'słodki\'.

Streszczając się, bo jestem z tych, co upraszczają rzeczy (there-is-a-whole-lot-less people) w przeciwieństwie do tych, którzy je komplikują (there-is-a-whole-lot-more people), ale i tak w tyle za tymi, co się z rzeczy śmieją (there-is-a-hole-in-the-bottom-of-the-sea people), kilka dni później mój kolega Adam D. poczuł się kurwa taki mały... jeden gość mu 9,9 wyrywa i dupę z gościem na jednej imprezie, a on z liceum party z gwara wyszedł sam, ale kilka dni później okazało się, że nie ma słońca, tylko cień w głowie, a to był jeden raz, 9,9 wie, młodszy z koleżków nie, dobranoc, cześć, cześć, cześć.

Cześć, świat łamie każdego, ale później kości się zrastają i jesteśmy w tych miejscach mocniejsi i choć napisał to Ernest Hemingway, dokładnie ten sam facet, który się zastrzelił, to chyba jednak rację miał. Świat poszedł do przodu, pojawiły się komputery, amfetamina, samoloty, fake prinzess na konno, z której śmiałem się kilka miesięcy później, tak samo jak śmialiśmy się 18 miesięcy wcześniej z Gerganki, że jest fanką bułgarskiego (she kind of has to), pojawiły się też inne, nawet na konno, co prawda nie prinzess, ale zawsze, powiały się dziki, dzikie, modelki na siłę z poczuciem słabości (po dwóch zamienionych zdaniach już miałem dość ich), modelki, których nie miałem dość, 10/10, fit sportswomen, lewaczki, prawaczki, chodzi o to, że świat poszedł do przodu, bo cały czas idzie, panta rhei czy coś, rurze w walentynki, jager na dzień kobiet i coraz rzadziej przypominałem sobie o tym, że to był jeden raz, 9,9 wie, ja nie, dobranoc, cześć, cześć, cześć.

Cześć, ponad pół roku temu byłem z moją super koleżanką w Londynie na stand-upie Waltera Jima, na której w szalenie szowinistyczny sposób opowiedział on historię, z której wynikał morał, że nie należy porzucać swoich marzeń. Dwa miesiące później byłem na ciekawej wycieczce w Kijowie, kolejny miesiąc później przeprowadziłem się do Singapuru, po kolejnych trzech miesiącach wróciłem, parę tygodni temu spotkałem się z 9,9, piliśmy jagermajstra i byliśmy odwiedzić pana inspektora Adama. Coś dobrego, coś złego. Jest luz, słowo, a jednak się wkurwiam czasem. I jak nie będzie klawo w miłości i jak nad ranem po koksie rozpocznie się depresja i wschód słońca, to przypomnę sobie o 9,9 i o motcie: You should never give up on your dreams.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)