breaking_good
komentarze
Wpis który komentujesz:

Nie mogę spać, muszę wyrzucić z siebie te myśli.
Skąd wiem, że weszłam na dobrą drogę, dobry tor myślenia, że podjęłam realne kroki, by zmienić swoje życie na lepsze, na samodzielne, na takie, którego JA zawsze chciałam? A no stąd, że poczułam spokój w ciągu ostatnich dwóch dni. Chciałam napisać wczoraj, że przede mną długa droga, nie będzie lekko, ale warto. Dopuściłam do siebie prawdę, niewygodną-znów-oczywiście-jakże-by-inaczej, i chaos ustał, poukładało mi się w głowie. I teraz, jeszcze raz, skąd wiem, że weszłam na dobrą drogę? A no stąd, że podejmując się realnego wysiłku bez ściemy, zaczęły się bóle stawów. To jest TEN ból. I to mnie obudziło. Zaczynam się bronić przed opuszczeniem komfortowego piekiełka na poziomie somatycznym. Wiem, że może się to pogłębić i mogę chcieć do mamy, odpuścić, być chora, bo wtedy żałuje mnie i podkłada pod nos wszystko, czego zapragnę, chroni mnie. Bycie chorą zawsze wiązało się z brakiem obowiązków, litością, dopieszczaniem, odpuszczaniem, wygodą, protekcją i smakołykami, prezentami, wszystkim, by mi ulżyć w cierpieniu. I powiedzcie mi, jak tu opuścić bezpieczną złotą klatkę, którą mama mi stworzyła? Objawy psychosomatyczne.. Pewnie tak się boję opuścić gniazdo, że doprowadziłabym się do raka, ślepoty i wylewu. To mechanizm, który nie wiem, jak pokonać. To znaczy - jak dotąd nie wiedziałam i nie wiem na razie.
A myslałam wczoraj \"siłownia, z tatem na squasha? chciałabym, ale spokojnie, spokojnie, powoli, baby steps\". Naprawdę zdrowo.. naprawdę dobrze. I czuję wpływ mamy - jakby to za jej sprawą pojawiły się te bóle.. Poniekąd tak jest.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)