Wpis który komentujesz: | Milosc to w gruncie rzeczy ciagniecie wlasnego druta. Lepiej mi sie robi, jak sobie zwulgaryzuje cala to sprawe, jak ja sobie splyce do bolu. Latwiej wzruszyc ramionami, odwrocic sie i pojsc do diabla. Ale, ale, do druta wracam: nie wiem naprawde jak to jest z innymi, ale lapie sie na tym, ze szukam w moich partnerach siebie, wlasnego odzwierciedlenia. Mysle o miliardach istnien ludzkich, o tej niewyobrazalnej ilosci neuronow, uderzen serc, tkanek, komorek. Prawie kazdy z nich cos, kogos kocha. I pytam znowu: dlaczego tej milosci nigdzie nie widac? Drut. Do tego to sie wszystko sprowadza. Kiedys znajde osobe, od ktorej niczego nie bede chciala dla siebie. I wtedy uwierze, ze nie o to chodzi. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |