Wpis który komentujesz: | najwazniejsza dla mnie literka "M" czemu mnie nie usunelas? odkad pamietam zawsze towazyszylo mi poczucie autodestrukcji. wiem czemu dzieci nie mowia od razu po narodzeniu. gdybym mogl, moje pierwsze slowa brzmialyby: dlaczego? jakim prawem? kto dal wam prawo do tego czynu? nie chce istniec. ale nie moglem. zamiast tego z mej piersi wydarl sie przerazliwy krzyk i pisk. jedyna pociecha to szczescie, ktore dalem tej kobiecie, ktora tak dobrze znalem i znam. placze, bo to co mowie jest strasznym wyznaniem wiary. jak mowilem, od samego poczatku towazyszy mi poczucie autodestrukcji. jako raczkujacy gowniarz jadlem z miski najostrzejszego psa mojej babci, tej ktora moglbym naprawde pokochac gdyby dozyla wieku, w ktorym bylem swiadomy i zdolny do wyrazania uczuc inaczej niz tylko usmiechem i placzem ( nie tej zimnej starej jedzy, z ktora przyszlo mi mieszkac - mowa o drugiej babci,0). w kazdym razie do tego psa nie dalo sie podejsc, nawet zeby wyciagnac mnie z tej jego miski - przezylem. w toku dalszego zycia, ryzykowalem smiercia zawsze gdy mozna bylo. kretynskie zabawy na budowie, skakanie z dzwigow, zabawa w berka miedzy niestabilnymi blokami plyt azbestowych, karkolomna jazda na roweze. wlazilem we wszystkie mozliwe dziury i zakamarki swiata - dlaczego? dlatego, ze nic nie sa warte rzeczy za ktore malo sie placi, a ja bylem zawsze w stanie zaplacic najwyzsza cene. dlaczgo? dlatego, ze tak na prawde zycie nie ma dla mnie wartosci. czy to oznacza, ze to tak na prawde nie jest najwyzsza cena? moze po prostu chcialem ryzykowac, nie wiem. domorosla speleologia nie zakonczyla sie dla mnie smiercia, ani nawet najmniejszym kalectwem. w swojej autodestrukcji postanowilem posunac sie dalej. mowie postanowilem, choc nie bylo to zadne postanowienie, nie bylem swiadomy tego co robie, mowie o tym z perspektywy. postanowilem zniszczyc swoja psychike. nie narkotykami, to byloby zbyt latwe, choc nigdy od nich nie stronilem. ksiazki, od glupich opowiadan fantasy, poprzez sf, az do tego co naprawde niszczy- religia i psychiatria. pograzony w silnym poczuciu alenacji od ja aktualnego, przez bez mala rok bylem odciety od swiata, wszystko po to by mocniej przezywac. intensyfikacja stanow psychicznych, az do urojonej schizofreni wlacznie ( czemu roddzice stwierdzili, ze to wina towazystwa, nie wiem,0). az zdarzylo sie nieuniknione. ania. zawsze kochalem anie. boze jak ja ja kochalem, ale bylem wtedy glupim zakompleksionym gowniarzem, ktorybardziej jeszcze niz teraz gubil sie w tym co ma myslec o swiecie, a tym bardziej jak przekazac to co czuje do kobiety. nic to, wielka milosc skonczyla sie po miesiacu. Ani najwyrazniej nie odpowiadal mezczyzna, ktory na poczatku opowiadal jej jak to bedzie wspaniale, a po wszystkim nie dal jej tego czego potrzebowala najbardziej - milosci, ktora az w nim buzowala, lecz on nie dawal jej ujscia. intensyfikacja stanow psychicznych."tzreba byc bogiem lub nicoscia" - romantyzm. cierpienie bylo naprawde intensywne. podsycalem je jeszcze. potem rzeczy potoczyly sie lawinowo. kolejne nieudane zwiazki. nie bylo ich az tak wiele, lecz wystarczylo, zby zaspokoic podstawowe potrzeby, ktore w mysl telemy rowniez w sobie wypracowywalem. az do Gosi. tu myslalem, ze bedzie inaczej. wspaniala kobieta, ktora okaleczylem bezmyslnie na cale zycie. placze. znow cierpienie, przerywane jedynie, znecaniem sie psychicznym nad przyjaciolmi podczas wspolnych sesji rpg. znajdowalismy w tym upodobanie, ktore na dlugi czas wyznaczylo nam sens zycia. i znowu psychiatria, filozofia, fantastyka i rpg. az do Ani. zawsze bede mial sentyment do An. jedyna kobieta, ktora w ten sposob na mnie dzialala. i dziala chyba nadal, choc nie chce tego sprawdzac. przebywanie w jej towarzystwie zawsze laczylo sie z cierpieniem, ale cierpieniem specyficznego rodzaju meki. nie potrafilem wypowiedziec slowa w jej towarzystwie, tzn mowilem o rzeczach malo waznych, o filozofii, religii i psychiatrii, czsem o uczuciach (wszystkich tylko nie wlasnych,0). a Ania sluchala. byla jedna z tych kobiet, ktore sluchaja i znajduja w tym przyjemnosc. kokietowala, a ja nie potrafilem sie zachowac odpowiednio. w koncu zrezygnowala. bylem glupcem. znowu bezsensowne zwiazki, ktore dawaly tylko zaspokojenie podstawowym potrzebom ciala. nie mowie tylko o seksie, choc oczywiscie jest przyjemny, bardziej chodzilo o bliskosc. nigdy nie bylo na tyle blisko zeby bylo wystarczajaco. az do Magdy. "najwazniejsza dla mnie literka "M"". kocham. po raz pierwszy mialem szanse tego nie spiepszyc, ale coz. spieprzylem. nie wzne jak. nie wazne czemu. najwazniejsze, ze nigdy juz nic nie bedzie jak kiedys, kiedy moglismy spojrzec sobie spokojnie w oczy i nie zarzucic niczego zlego. a jest do zarzucenia wiele. zbyt wiele chyba zeby to naprawic. zawsze towazyszylo mi poczucie autodestrukcji. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
viv | 2002.02.26 14:38:25 wydaje mi sie ze autodestrukcja to najprosty ze sposobow rozwiazywania problemow i w mojej opini nie jest ona pozytywnym dzialaniem. jesli zostalismy storzeni to z pewnoscia z jakims cele, napewno nie obojetnie i przypadkowo kazdy z nas ma przeznaczenie ktore w swoim calym zyciu musi spelnic nie mozna tego przekreslic jedna mysla jednym dzialaniem jedna chwila trzeba trwac trzeba zyc trzeba poprostu dla siebie dla swiata dla... bela_lugosi | 2002.02.26 14:09:50 nie mamy prawa mowic co ktokolwiek powinien robic lub odczuwac, czy doswiadczac. uwazam jednak ze nalezy zrobic wszystko by dziecko, ktore mialoby sie narodzic zylo jak najlepiej. jesli nie jestes w stanie zapewnic mu najbardziej podstawowych potrzeb (nie tylko materialnych, ale rowniez potrzeby milosci), a ja nie jestem, to lepiej dla niego zeby sie nie narodzilo jemesis_poter | 2002.02.26 13:31:28 Nie wierze. Kazde dziecko w takim wypadku ma sklonnosci do 'autodestrukcji' i kazde w zasadzie bawi sie 'niebezpiecznie'. To sie nazywa - POZNANIE. Poza tym, zadne przezycie wlasne nie obliguje to decyzji o zabiciu kogos, kto tez powinien tego doswiadczac. Po tym co napisales - nie chce Cie znac. Szukaj An. Wroc do Ani. Nie wiem, ale to nie bede ja. Jestem zazdrosna, oczywiscie ale nie lubie byc kims w rodzaju Substtutu, ktorego sie tak bezczelnie okalecza i ktory ma swiadomosc, ze mozna okaleczyc go bardziej. EOT. mumik | 2002.02.26 13:20:16 Ja nigdy nie ukrywałem swoich ciągot autodestrukcyjnych. Po każdej zniszczonej miłości - stłamszonej w środku, bądź odrzuconej przez obiekt uczuć - już nigdy uczucia nie są tak bujne - stają się coraz słabsze i coraz bardziej znudzone. Im większe były te pierwsze nadzieje, tym szybciej wypalają się uczucia. Tak uważam. felicja | 2002.02.26 12:11:32 tez kiedys mialam swoja wazna literke M..... |