Wpis który komentujesz: | 00:14 02-03-25 i drugi sen Ide przez Nowy Jork, mijaja mnie tysiace ludzi. Jest wczesny ranek, moze szosta, moze siodma - skrawki nieba odbijaja sie w szybach tych wszystkich drapaczy chmur, cale miasto lsni blekitem, sloncem i zielenia nieba. A ja ide, ide na dworzec, ide do autobusu, pociagu, ide ulicami, ide wystawy mijajac i ide kolo ludzi. I nie wiem, gdzie jestem, ktora godzina, na ktora musze byc na miejscu i gdzie jest to miejsce. I stoi dwoch chlopakow, nie spiesza sie, rozmawiaja, a twarze maja czerwone od mrozu, na czolach welniane czapki i pikowane kurtki granatowe. I pytam o droge, lamanym angielskim i staram sie usmiechnac, i stawiam torbe na nogach, bo ciezka niemilosiernie. I jeden z chlopakow wybucha smiechem, a drugi odchodzi. A ten jeden, z czerwonym nosem, z za dlugimi wlosami, z twarza Jerome pokazuje na moja koszulke, tani, zwykly t-shirt ze zdjeciem Pidzamy Porno i mowi: Polska, co? I kiwam glowa, i idziemy, bo on chce mnie na ten dworzec zaprowadzic, i uliczki sa coraz wezsze, i krawezniki coraz wyzsze... I dochodzimy do parku, do parku z ogrodzeniem metalowym i drzewami zywymi, z praswdziwymi, zielonymi liscmi, choc mroz jest i zima, i wszyscy w szalikach. I chlopak mnie zostawia, wchodzi do jakiegos malego, kolorowego sklepu, i musze rozmawiac z jakas staruszka, ktora wyszla z kosciola. A chlopak wraca, i rzuca we mnie jakas tkanina i zegna staruszke i kazde mi sie ubrac w material, ktory okazuje sie sliczna, zielona miekka sukienka. I przebieram sie w jakiejs bramie, ktos krzyczy na swoje dzieci, ktos gwizdze na okropnym swidrujacym gwizdku. I wracam na uliczke, boso, w sukience, z trampkami w reku, i dziwie sie, ze nie jest mi zimno, i czuje sie jak idiotka w tej sukience, jak Pocahontas sie czuje, tyle, ze brzydka pocahontas, i nie wiem, co ze soba zrobic, co zrobic z rekami, nogami, tylkiem i twarza co zrobic. Wiec budze sie. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |