Wpis który komentujesz: | "A w sobotnia noc, gdzies na dach wynioslem koc i dostalem to, com chcial..." Nienawidze pozegnan. Nawet tych calkiem przyjemnych. Nienawidze. Kiedys powiedzialam mu, ze wedlug mnie, dorastanie to nabywanie umiejetnosci pozwalania ludziom na odejscie. Ja jej, cholera, nie posiadam. Zawsze jest dramat. Zawsze lzy i potem, potem dlugi czas, widzac cos fajnego mysle "gdyby (Z,0)(X,0)(Y,0) mogl to zobaczyc...". Spytal, co jest nie tak. No wlasnie, co jest nie tak? Wszystko przebieglo zgodnie z misternie opracowanym planem. Wszysciutko. Nie moge sie na nic skarzyc, sama chcialam wszystkiego tak, jak jest. No, kochanie, jesli sama nie mozesz dojsc ze soba do zgody, to mamy problem. Mam w glowie idealny scenariusz. Gdyby istniala mozliwosc wprowadzenia go w zycie...a dupa. Gdyby istniala, to albo bym przegapila, albo wyszloby, ze jednak nie o to mi chodzilo. Wiem, czego chce. I wcale mi sie to nie podoba. To nie w moim stylu. Myslalam, ze wyroslam juz z takich szczeniackich historii. A tu prosze. Z tego chyba nigdy sie nie wyrasta jednak. Potrzeba mi trwalosci. Kto by sie spodziewal. Ja i mono. Nie no...nie moglam sie powstrzymac od chichotu. Ja. HA! A wlasnie tego chce. Niespodziewajka. Wstyd mi tego, jak bardzo mi zalezy. Prosze bardzo, najlepszy dowod jest taki, ze na wlasnym nlog'u nie moglam sie przed sama soba przyznac. Wstyd mi, ze gdyby to mialo cos zmienic, to puscilabym kantem szkole, rodzine, plany i wlasnorecznie wyrzucilabym przez burte kluczyk od kajdanek. Wstyd po prostu. Nie tak mialo byc. Myslalam, ze poprzednie dluzej bedzie sie goilo. Koszulka. Pachnie. Hmmmmm... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |