kaczuszka
komentarze
Wpis który komentujesz:

Czesc 1
Wyjrza³a przez okno. Powietrze pachnia³o latem. Kwiaty, które ros³y tuz pod parapetem ¶wiêci³y wszystkimi kolorami w porannym, lipcowym s³oñcu. Drzewa szumia³y cichutko na spokojnym wiaterku, który zatañczy³ sobie nagle w ogródku. Z okna pani Makowskiej, jak co dzieñ o tej porze, p³ynê³y delikatne d¼wiêki jej fortepianu. Idealnie komponowa³y siê z magia tego poranka. By³o ¶licznie. By³o wakacyjne. A¿ siê chcia³o ¿yæ.
Usiad³a za biurkiem, które znajdowa³o siê tuz przy oknie. Zawsze lubi³a pisaæ, bêd±c blisko przyrody. Kocha³a ¶piew ptaków i wszechogarniaj±c± cisze. I zapach ¶wie¿o skoszonej trawy.
Przed sob± po³o¿y³a plik bia³ych kartek, ka³amarz z atramentem oraz du¿y kubek z mocna herbata earl grey z cytryna. Zastanawia³a siê, czy nie pisaæ na maszynie albo jeszcze lepiej- na laptopie. Ale szybko odrzuci³a te mo¿liwo¶ci, poniewa¿ ¿aden komputer nie dawa³ jej tyle natchnienia, co zwyk³a, bia³a kartka.
Nape³ni³a pióro atramentem. To by³o bardzo ³adne, drogie pióro, które przywióz³ jej Filip z Francji. Lubi³a nim pisaæ, bo mia³o bardzo ostra i cienka na koñcu stalówkê, wiec pismo od razu stawa³o siê zgrabniejsze i bardziej czytelne.
Wziê³a ³yk herbaty, odetchnê³a g³êboko i zaczê³a my¶leæ, jakby tu zacz±æ kolejne opowiadanie. Nie mia³a ¿adnego konkretnego pomys³u. Czu³a po prostu nadchodz±c± potrzebê przelania swego natchnienia na papier. Czu³a, ze musi cos napisaæ. Lecz niewiele uda³o jej siê stworzyæ, gdy¿ w tym momencie do pokoju wesz³a mama.
- Elizo, masz go¶cia.
Dziewczyna spojrza³a w stronê drzwi i ujrza³a za mam± Filipa.
Bardzo siê zmieni³ przez ostatnie piêæ lat. Zmê¿nia³, spowa¿nia³, wyprzystojnia³. Wydal jej siê taki doros³y, taki dojrza³y, tak znaj±cy ¿ycie.
W pierwszej chwili nawet nie uwierzy³a do koñca, ze to on- tak by³a zaskoczona.
Filip wszed³ do pokoju, zamkn±³ za sob± drzwi, a ona nadal siedzia³a za biurkiem, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji na jego widok.
- No to jestem...- odezwa³ siê wreszcie Filip, lekko speszony milczeniem Elizy.
- Przepraszam- ocknê³a siê nagle i wsta³a zza biurka, podchodz±c do niego.
Nie bardzo wiedzia³a, jak ma go powitaæ- czy rzuciæ siê na szyje, czy mo¿e raczej powiedzieæ spokojne „dzieñ dobry” i spytaæ „co u ciebie?”.
Filip przez chwile tez waha³ siê, co uczyniæ, ale w tym momencie Eliza poda³a mu rêkê, mówi±c ch³odno „cze¶æ”. Zdziwi³ siê trochê.
- To tak siê witaj± przyjaciele po latach roz³±ki?
- No... nie...- odpar³a Eliza niepewnie i, nim siê zorientowa³a, ju¿ tkwi³a w jego muskularnych, du¿ych ramionach.- Czemu nie pisa³e¶?- spyta³a, wci±¿ trwaj±c w cudownym u¶cisku.
- Wiesz, jak to jest...- rzuci³ po chwili, siadaj±c na jej ³ó¿ku.- Du¿o pracowa³em, zreszt± nie wiedzia³em, czy kiedykolwiek jeszcze wrócê i czy jest sens zawracaæ ci g³owê.
Spojrza³a na niego uwa¿nie. Cos ukrywa³. Zignorowa³a jednak jego zak³opotanie i rzuci³a kolejne pytanie.
- Jak ci siê ¿y³o przez ten czas? Co siê z tob± dzia³o? Co robi³e¶?
- Pracowa³em to tu, to tam. G³ownie zajmowa³em siê tym, co zawsze. Pozna³em tez bardzo mila kobietê, Vivienne. My¶la³em o niej powa¿nie, ale... – urwa³ tutaj i widaæ by³o, ze nie chcia³ mówiæ wiêcej.
Eliza tez czu³a, ze nie bardzo chce s³uchaæ o kobiecie Filipa. Cos ja zak³u³o na d¼wiêk jej s³odkiego, francuskiego imienia. Mimo to nie dala za wygrana.
- Ale?- spojrza³a mu prosto w oczy, chocia¿ on unika³ bardzo jej wzroku.
- Ale... zmar³a.
- Przepraszam...- Eliza spu¶ci³a g³owê. G³upio jej by³o tym bardziej, ze gdzie¶ g³êboko odczula cieñ satysfakcji.
- Nie, nic nie szkodzi- wymamrota³, a po chwili nawet siê u¶miechn±³.- Bardzo siê cieszê, ze ciê widzê, wiesz?
Zabrzmia³o to trochê dziwnie w jego ustach. Je¶li faktycznie tak by³ z tego faktu zadowolony, je¶li rzeczywi¶cie spotkanie z Eliza by³o mu potrzebne, to czemu nie odezwa³ siê wcze¶niej? Przecie¿ ona tak czeka³a. Ka¿dego dnia zagl±da³a z nadzieja do skrzynki, lecz ona by³a ci±gle pusta.
- Jak ci idzie francuski?- spyta³ po chwili milczenia.
- Dobrze, dziêkujê. Chocia¿ nie ukrywam, ze odk±d nasze lekcje skoñczy³y siê, wiele rzeczy ulecia³o mi z g³owy.
- Nous pouvons parler Français!- u¶miechn±³ siê weso³o.
- No, thanks. I’d rather talk in English- odpar³a rezolutnie.
- Je ne parle pas Anglais, tu sais bien.
- And that’s what makes our talk so funny!
Oboje siê roze¶miali. Eliza przez chwile poczu³a siê jak dawniej, kiedy godzinami mogli tak rozmawiaæ na dwa jêzyki.
Popatrzy³a na niego. Och, jak bardzo siê zmieni³. Ju¿ nie mia³ g³adkiej, ch³opiêcej buzi. Teraz na jego twarzy go¶ci³ spory zarost, skora by³a ogorza³a od s³oñca, oczy ju¿ nie takie rozbiegane, ale m±dre i spokojne. No i d³u¿sze w³osy, które- przy tej d³ugo¶ci- nagle zaczê³y siê krêciæ. Filip rozrós³ siê w ramionach i Eliza teraz dopiero dostrzeg³a, ze nabra³ wdziêku, którego kiedy¶ niew±tpliwie mu brakowa³o, a który ona jedna w nim widzia³a. Teraz z czystym sumieniem mo¿na by³o stwierdziæ, ze zrobi³ siê z niego zupe³nie przystojny facet.
- No, a co u ciebie, droga Elizo?- zaakcentowa³ jej imiê i rzuci³ lekko zawadiacki u¶miech.
- U mnie?- zamy¶li³a siê.- Wiesz, chyba nic siê nie zmieni³o. Skoñczy³am szkole, dosta³am siê na studia, na dziennikarstwo, napisa³am ksi±¿kê.
- Naprawdê?
- Tak, ale jeszcze jej nie wydalam. Dopiero robiê poprawki.
- Widzê, ze nie pró¿nowa³a¶. To bardzo dobrze. Pewnie czujesz siê szczê¶liwa i spe³niona?
- Tak...- westchnê³a ciê¿ko.- Na to wygl±da...



Inni co¶ od siebie:


Nie mo¿na komentowaæ
To stwierdzili inni:
(pomarañczowym kolorem
oznaczeni s± u¿ytkownicy nlog.org)