kaczuszka
komentarze
Wpis który komentujesz:

Czesc 2
Przed oczami ukazał mu się ten sam mały ogródek, do którego kiedyś tak często przychodził. Wokół pachniały kwiaty, głownie azalie i róże. Stały tez dwie wielkie jabłonie, uginające się pod ciężarem owoców. Z okna sąsiedniego domu dolatywała cicha muzyka, prawdopodobnie 15-sta sonata fortepianowa Mozarta. Niebo było bezchmurne, a powietrze poranne i ostre, a jednocześnie przepełnione tysiącem zapachów.
Szedł piaszczysta dróżką, rześki i wypoczęty na spotkanie z Eliza. Lekko czul się stremowany, był ciekawy, jak wygląda, czy się zmieniła. Przez chwile zastanawiał się nawet, ile teraz ma lat, bo nie pamiętał dokładnie, i czy nadal tutaj mieszka.
Zbliżył się do furtki ogródka. Była teraz świeżo odmalowana, przez moment zdawało mu się, ze czuje zapach farby. Wszedł do środka i wąską, betonowa ścieżką dotarł do drzwi małego domku w kolorze bladej pomarańczy. Drzwi były drewniane i pomalowane na ciemna zieleń. Na nich wisiała dumnie mosiężna kołatka. Tak, zdecydowanie wolał domy w tradycyjnym stylu od tych nowoczesnych i przepełnionych ozdobami.
Zapukał.
Nie musiał długo czekać. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, a za nimi stanęła bardzo ładna kobieta w średnim wieku. Z początku w ogóle jej nie poznał, lecz po chwili jego twarz rozpromieniła się w pogodnym uśmiechu. Przecież to była mama Elizy!
- Dzień dobry pani- ukłonił się nisko.- Zastanawiam się, czy pani mnie pamięta.
Mama Elizy zmierzyła go lekko podejrzliwym wzrokiem.
- Chyba nie.
- Jaka szkoda- westchnął, ale nie zmartwił się jakoś bardzo. Wyciągnął rękę- jestem Filip Bratek. Uczyłem kiedyś pani córkę francuskiego.
Kobieta zmarszczyła czoło, po czym uniosła do góry brwi.
- Faktycznie- uśmiechnęła się.- Pamiętam- podała mu rękę, a on uścisnął ja serdecznie.- Proszę bardzo. Niech pan wejdzie. Pan w jakiej sprawie?
- Ja... w zasadzie to przyjechałem do Elizy.
- Do Elizy...- powtórzyła jej mama, trochę jakby roztargniona.- Ależ oczywiście, proszę tedy.
I ruszyła naprzód, pokonując przy tym dwa pokoje i wąski korytarz.
- Tutaj jest jej pokój- wyszeptała pod drzwiami.
- Tak jak przed laty- odparł Filip pod nosem i wtedy otworzyły się drzwi jej pokoju.
Z początku nie bardzo widział, co jest wewnątrz, gdyż mama Elizy zasłaniała mu wszystko, stojąc w przejściu. Tonem dość obojętnym oznajmiła córce, iż ta ma gościa, po czym wepchnęła go do pokoju.
A pokój był prawie taki sam jak wtedy, gdy zwykł w nim przebywać przez cale popołudnia: drewniana podłoga i ściany, mnóstwo ramek ze zdjęciami i kwiatów, stylowe łóżko z metalowymi zdobieniami u wezgłowia oraz duże biurko tuz przy oknie. A przy nim... Eliza...
Tak jak pokój, prawie nic się nie zmieniła. Oczy miała nadal duże i wesołe, usta pełne i mały, zgrabny nosek. Ścięła tylko włosy, co podkreśliło klasyczny kształt jej szyi. Trochę tez wydoroślała, stała się bardziej kobieca i jakby... ładniejsza. Chociaż w jej twarzy była ta sama świeżość i delikatność rysów.
Na sobie miała letnia sukienkę w kolorze dojrzałych jabłek, co doskonale się komponowała z jej kasztanowymi włosami i lekka opalenizną.
Filip zamknął za sobą drzwi i stanął na środku pokoju. Nie bardzo wiedział, co ma ze sobą począć, gdyż Eliza nie wykazywała wielkiego entuzjazmu na jego widok. Przeszło mu przez myśl, ze może go nie pamięta, ale po chwili jego wrodzona pewność siebie podpowiedziała mu, ze to niemożliwe. Wiec tonem iście teatralnym oznajmił:
- No to jestem.
Eliza chyba dopiero teraz ocknęła się z letargu i zareagowała w jakikolwiek sposób.
- Przepraszam- potrząsnęła głową, jakby odganiając od siebie sen, który nagle ja ogarnął. Wstała zza biurka, ale nie zbliżyła się do niego ani na krok. Przez chwile także nic nie mówiła.
Filip był bardzo zdziwiony jej zachowaniem, ale postanowił poczekać jeszcze chwile i zobaczyć, co się stanie. A stało się mniej więcej tyle, ze usłyszał zaraz bardzo obojętne „cześć”. I na tym koniec.
Nie mógł tego zrozumieć. No, doprawdy, czemu ta dziewczyna była tak niemrawa?
- To tak się witają przyjaciele po latach rozłąki?- rzucił wreszcie, w duchu trochę zniecierpliwiony.
- No... nie...- Eliza wciąż była niepewna, ale, nim zdążyła zaprotestować, przytulił ja mocno i uściskał. Zdziwił się, gdyż nie stała już bierna, tylko tuliła się mocno do jego ramion.
- Czemu nie pisałeś?- spytała nagle, wciąż nie puszczając.
Pogładził ja delikatnie po włosach, po czym odsunął się i usiadł na łóżku.
- Wiesz, jak to jest... Dużo pracowałem, zresztą nie wiedziałem, czy kiedykolwiek jeszcze wrócę i czy jest sens zawracać ci głowę.
Odpowiedział bardzo wymijająco, ale nie miał ochoty na niespodziewane zwierzenia po latach. To były jego sprawy i nie widział sensu się nimi dzielić.
- Jak ci się żyło przez ten czas? Co się z tobą działo? Co robiłeś?- padły kolejne pytania.
Nie dał po sobie tego poznać, ale lekko zirytowała go ciekawość Elizy. Uparcie wiec zaczął obserwować sęki w drewnianej podłodze i znów odpowiedział nieco okrężną drogą.
- Pracowałem to tu, to tam. Głownie zajmowałem się tym, co zawsze. Poznałem tez bardzo mila kobietę, Vivienne. Myślałem o niej poważnie, ale... – urwał i stwierdził, ze nic więcej nie powie.
- Ale?- dziewczyna nie dawała za wygrana.
- Ale... zmarła- odparł sucho.
- Przepraszam...- Eliza spuściła głowę.
„I dobrze”, pomyślał, ale po chwili głupio mu się zrobiło, ze tak bardzo wszystko go niecierpliwi. W końcu sam tutaj przyszedł, a to znaczy, ze chciał to zrobić. Uspokoił się wiec i wymamrotał:
- Nie, nic nie szkodzi.
Uśmiechnął się nawet, żeby dodać Elizie otuchy i dodał:
- Bardzo się cieszę, ze cię widzę, wiesz?
Sam się zdziwił, ze to powiedział. Postanowił wiec zmienić temat na neutralny i rzucił pytanie chyba najgłupsze z możliwych.
- Jak ci idzie francuski?
Eliza spojrzała na niego w lekkim osłupieniu, ale uprzejmie odpowiedziała:
- Dobrze, dziękuję. Chociaż nie ukrywam, ze odkąd nasze lekcje skończyły się, wiele rzeczy uleciało mi z głowy.
- Nous pouvons parler Français!- zażartował, bo uznał, ze może chociaż to rozluźni atmosferę. Ostatecznie bardzo często rozmawiali po francusku, a czasem i w dwóch językach: francuskim i angielskim.
- No, thanks. I’d rather talk in English- usłyszał po chwili i ucieszył, ze nie umarło do końca ich wspólne poczucie humoru.
- Je ne parle pas Anglais, tu sais bien.
- And that’s what makes our talk so funny!
Oboje się roześmiali.
Po chwili odczul na sobie jej uważne spojrzenie i poczuł się lekko skrępowany. Odczekał kilka sekund i przerwał cisze:
- No, a co u ciebie, droga Elizo?- zaakcentował jej imię i rzucił lekko zawadiacki uśmiech, tak na rozluźnienie atmosfery.
- U mnie?- zamyśliła się.- Wiesz, chyba nic się nie zmieniło. Skończyłam szkole, dostałam się na studia, na dziennikarstwo, napisałam książkę.
- Naprawdę?- szczerze się zdziwił.
- Tak, ale jeszcze jej nie wydalam. Dopiero robię poprawki.
- Widzę, ze nie próżnowałaś. To bardzo dobrze. Pewnie czujesz się szczęśliwa i spełniona?
- Tak...- westchnęła ciężko.- Na to wygląda...




Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
kaczuszka | 2002.06.01 21:18:51
Ooo... nie, podpadaj mi! :-PPP

chafer | 2002.06.01 01:10:43

E..moje bedzie z jajem :P

kaczuszka | 2002.06.01 00:52:30
Tylko mi nie popelnij plagiatu, Misiu... ;->>>

chafer | 2002.05.31 17:44:27

Nooo =) I o to chodzi :) Historia opowiedziana jest i przez Nia i przed Niego..podoba sie :) az mnie tchnelo do popelnienia wpisu.. :P