Wpis który komentujesz: | Stan mojego komputera...nie dziala gg, nie dziala icq, nie dziala drukarka (taa...lexmark,0), nie dziala skaner, wlasciwie to szybciej byloby wymienic co dziala, bo nawet monitor dobrze byloby kupic nowy. Nawet word office poszedl w krzaki jak ostatnio formatowalam. Mniam, nie powiem. A netmeeting tez dostalo dzisiaj szalu. Jakby mi sie chcialo, to bym pogrzebala, ale tak prawde mowiac, to mi sie NIE chce, a poza tym mam do wszelkich spraw technicznych zdecydowana awersje. Jak mi sie komp popsuje, to do niego gadam. Jak jest kepski obraz, to zamiast martwic sie o przyciskanie guziczkow i ustawianie ostrosci, biore szmate i go czyszcze. Dzisiaj utknela w nim dyskietka. Nic takiego, i tak zadko uzywam floppy. Ale z tym bzdetem w srodku, nie daloby sie go zrestartowac. Mowie wiec M., on zaczyna mi tlumaczyc, jak ten problem obejsc. A ja, po babsku, wzielam pincete i wyciagnelam. Ciekawe, swoja droga, skad u mnie ten kompletny brak sympatii do maszyny, przy ktorej spedzam, badz co badz, lwia czesc mojego wolnego (i nie wolnego,0) czasu. Moze to jakas dziecieca trauma z kalkulatorkiem czy czyms tam. A propos, Mama opowiedziala mi historyjke, przy okazji ogladania wiadomosci w TVN 24. Rzecz miala miejsce w Koscierzynie, tam gdzie zamordowano te ekspedientki. No wiec, jako dziecie lat 3, spedzalam rodzinne wakacje w Koscierzynie wlasnie. Pasjami ja, tego czasu, uwielbialam wskakiwac do kaluzy. W Koscierzynie widocznie oszczedzali na robotach drogowych, bo gdzies na obrzezach miasta byla sobie pokaznych rozmiarow dziura, do pelna wypelniona woda. Wygladalo to to jak kaluza, na mej anielskiej twarzyczce pojawil sie usmiech ktorego nie powstydzilby sie sam Machiavelli. Hop i zniknelam w odmetach kaluzy. Za mna zniknela ciotka Goska, choc juz wtedy rozmiarow solidnej szafy gdanskiej osmiodrzwiowej; jakby na mnie wskoczyla to ani chybi bylabym sie udusila, bynajmniej nie dlatego, ze juz bylam podtopiona. Do rzeczy, stad wzial mi sie dlugoletni strach przed woda, ktory to przemogly dopiero slone wody pacyfiku, gdzie nawet taka niemota jak ja musialaby sie mocno starac, zeby utonac. A propos a propos, ciotka Goska, mokre i wsiekla, zaczela pouczac moja Mame, ze gdyby to jej dzieciak nalegal na taplanie sie w wodzie, to by dostal w dupe. Nastepnego dnia sytuacja podobna. Kaluza. Usmiech. Srruuu w kierunku wody, az skry szly spod kaloszkow. Nagle przypomnialy mi sie wydarzenia z dnia poprzedniego, wiec zatrzymalam sie, jako dziecko roztropne i patrze w ta kaluze w zamysleniu. Nie, jednak nie wskakuje. Usatysfakcjonowana Mama do Goski: A widzisz? po co dawac w dupe, sama wie. W tej chwili przez kaluze przeszedl jakis facet a ja, bardzo tym przykladem zachecona, za nim. Tyle z Mamy metod wychowawczych :D. A propos a propos a propos, 5 lat pozniej Goska zaszla w ciaze i zdecydowala wychowywac swoje dzieci metoda bezstresowa. Ma dwa najglosniejsze, najglupsze, najbezczelniejsze i najbardziej rozwydrzone bachory jakie ten swiat widzial. Heh, to mi sie zebralo na dygresje. Ide spac, jutro egzamin. Hyyyyhhh. Napadli na Bozenke, bydlaki. A ten caly Kelarus kazal ja wyrzucic. No nie. Szczyt wszystkiego. Biedny Mareczek... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |