Wpis który komentujesz: | Zastanawiam się skąd u mnie takie zamiłowanie do sprzeczności, przeciwieństw, paradoksów. Wydaje się, że źródłem może być świadomość własnych sprzeczności, istniejących w środku mnie, wynikłych z nałożenia się kultury i natury, społecznych norm i biologicznych popędów. Z drugiej jednak strony obserwacja świata zewnętrznego, jego irracjonalności i chaotyczności, również mogła wyczulić mnie na te właśnie aspekty rzeczywistości. Świat często dostarcza nam obrazów i sytuacji niespójnych, nielogicznych lub wpycha w ramiona przeciwieństw. Wczoraj jeden z moich znajomych postanowił „uszczęśliwić” mnie swoim dołem, smutkiem, życiowymi niepowodzeniami, brakiem perspektyw, utratą sił, utratą nadziei, bólem, psychicznym (i już fizycznym,0) wycieńczeniem. Zaprawdę dziwną wybrał sobie osobę jako adresata swoich narzekań. Głównie dlatego, że przeszła mi cierpliwość na słuchanie takich monologów. Każdy ma jakieś problemy, mniejsze, większe, zawsze ważne i ważniejsze od problemów innych, „bo są nasze” – jak powiedziała kiedyś Ally. Ale zmuszanie innych do wysłuchiwania ciągłych, powtarzających się prawie dzień po dniu żali i utyskiwań jest żałosne. W tym przypadku, który można już określić jako kliniczny, nie pomogły pocieszenia (ogólnie mało skuteczna metoda,0), udzielanie rad z własnego doświadczenia (najgorsza rzecz jaką można zrobić!,0), podbudowywanie ego (efekty przejściowe,0), odwracanie uwagi swoim dołem i niepowodzeniami (kwestia umiejętności aktorskich – na dłuższą metę męczące,0) czy walenie młotkiem po łbie... Ta ostatnia metoda jest najskuteczniejsza – powiedzenie prosto w twarz, że ta druga osoba jest nieudacznikiem, że dużo papla o bólu i cierpieniu a nie podejmuje żadnych działań. W tym wypadku nie pomogło i to... Przypadek nieuleczalny. Najśmieszniejsze jest to, że takie zachowanie, tzn. wciąganie znajomych i przyjaciół w swój ból to czysty przejaw wampiryzmu społecznego, a może i nie tylko... Może najlepszym rozwiązaniem byłoby odcięcie się od takiej osoby, zlekceważenie, odwrócenie się plecami, wbicie przysłowiowego osikowego kołka w serce? Wczoraj wyjątkowo źle trafił – rozmowę zakończyłem dość nietypowo jak na mnie – wyłączając telefon. Dwie minuty później spotkałem dawno nie widzianą koleżankę. Pełna energii, zadowolona z życia, realizująca swoje marzenia, wykorzystująca szanse i okazje pojawiające się w życiu. I choć wiedzie z mężem dość spokojny żywot, jest szczęśliwa. Co nie znaczy, że ma mniej trosk, ale ma inne podejście do kłopotów. Stawia im czoła, nie ugina się, walczy. Chwile zwątpienia zapewne się pojawiają, jak u każdego, ale mijają jak letni deszczyk, dodając sił i motywując do działania, do aktywności, a nie biernego zapadania się w odmęty smutku. O bólu łatwo mówić, pisać i czytać. Ból i cierpienie jest obecne chyba w każdym życiu. Bez niego trudno byłoby docenić szczęście, szczęśliwe chwile. Ja osobiście bólem jestem zmęczony i znudzony, choć doceniam jego wagę, jako narzędzia zabawy w manipulacje. Tak łatwo go wykorzystać. Problem szczęścia polega na tym, że trudno je dostrzec. Jest sumą i tym czymś ponad sumę małych zdarzeń i chwil. Cierpienie i szczęście to punkty na jednej sinusoidzie. Dobrze jest sobie o tym czasem przypomnieć tak, jak świat mi o tym przypomniał wczoraj. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
mimbla | 2002.06.13 17:35:01 czytam i czytam i musze sie zwierzyc. otoz od dwoch tygodni klikam na dowolne blogi na nlogu, szukajac zwlaszcza meskich i wsyztskie na jakie trafiam sa nudne, bezsensowne, glupawe czy inne takie. Twoj jest jedynym, ktory mnie wciagnal. gratuluje. pozdrawiam. |