dix
komentarze
Wpis który komentujesz:

No tak, trochę mnie tutaj nie było... może znowu zaniedbuję nloga i czytaczy, ale co tam. W końcu jest on dla mnie, czyż nie?
Od wtorku wydarzyło się w sumie tylko trochę. A może aż trochę? Nie wiem. Dziwnie się czuję przez to wszystko...
W czwartek byłem w Merylin. Upiekłem na to spotkanie ciasto, a konkretniej biszkopta z ananasem i truskawkami. Znakomita większość stwierdziła, że jest bardzo dobre :,0) Szczerze powiem, że połechtało to moją męską dumę ;,0) Także to, że trzy dziewczyny od razu stwierdziły, że chcą mnie ze sobą wziąć do domu ;,0) Szkoda, że musiałem je rozczarować... Ale mniejsza o to... LANcaster przyniósł mi obiecane wideo ( zamiast zwrotu długu, który zalegał od 1,5 roku :,0) Szkoda tylko, że jest bez kabli. No cóż... może w ten czwartek mi doniesie.
Po wszelakich rozmowach z ludźmi poszliśmy trójką poodprowadzać się chociaż częściowo do domów. LANcaster, M. i ja. Oczywiście najpierw odprowadzaliśmy M. z powodu tego, że jesteśmy dżentelmenami ( przynajmniej w teorii ;,0) a poza tym mieszkała ona najbliżej z nas wszystkich. Jak już staliśmy pod domem M. zdarzyła się rzecz dziwna i totalnie mnie zaskakująca. Szkoda tylko, że nie umiem reagować na takie rzeczy inaczej, niż zareagowałem. Nie wiem dlaczego... Później LANcaster odprowadził mnie na przystanek, a sam pobiegł na swój zaraz po tym, jak przyjechał mi tramwaj do domu. Ogólnie po tym wszystkim miałem i nadal mam kaca moralnego. I szczerze powiem, że boję się trochę wracać w czwartek pod Merylin....
Dnia następnego, czyli w piątek, pojechałem z Tygrysiczką do Błonia na rowerach ( jakieś 30km od Jej domu ,0) Dostałem kolarkę i miałem na niej jechać... Trzeba nadmienić, że to był pierwszy raz od 2 lat ( chyba ,0) jak jechałem na rowerze i pierwszy raz w życiu, jak jechałem na kolarce. Wyszło to na moim krzyżu, który w stronę Błonia po prostu bolał, a pod samym Błoniem musiałem jechać prawie cały czas na stojąco, bo inaczej chyba by mi pękł ten krzyż... oczywiście zacząłem narzekać, jak już dojechaliśmy i chciałem wracać pociągiem, ale po krótkim odpoczynku przeszło mi to i stwierdziłem, że jednak możemy wracać do domu rowerami, ale powinniśmy zrobić jeden postój gdzieś po drodze... W Błoniu, po tym jak Tygrysiczka wzięła z gminy potrzebne informacje, poszliśmy zjeść obiad. Dopiero później zaczeliśmy wracać do domu ( oczywiście na rwerach ,0) Tym razem średnia prędkość była wyższa o dobre pre kilometrów, bo zamiast 13km/h wynosiła 22km/h :,0) Postój zrobiliśmy sobie dopiero w Ożarowie Mazowieckim, gdzie krzyż zaczął mnie znowu boleć i to dosyć porządnie. Ale było wszystko dobrze. Udało nam się wrócić do Warszawy bez szwanku. Dopiero jak chciałem uatrakcyjnić drogę przez moje osiedle, zrobiło się nieciekawie. Dlaczego? Ponieważ były tam takie głupi wałki na drodze zwane potocznie policjantami ( bo zmuszają do zwolnienia ,0). Nie chciałem ponownie podskakiwać na czymś takim, więc objechałem to między tym czymś, a krawężnikiem. To był bardzo powżny błąd. Dlaczego? Ponieważ się wywaliłem. Dodatkowo przy upadku rozwliłem pomkę brata Tygrysiczki, a sobie poharatałem rękę. Było to na tyle poważne, że od razu musiałem iść do ujęcia oligocenki, aby to przepłukać. Nie chciałem, aby wdarło się jakieś zakażenie, albo coś... Oczywiście pociekło trochę krwi. Najpierw ja byłem u wodopoju myjąc rękę, a później musiała iść Tygrysiczka, bo upaćkała się smarem przy zakładaniu łańcucha, który spadł podczas upadku. Wtedy mnie zemdliło i to na tyle mocno, że musiałem usiąść. Ciekawe jaki związek z tym miał szok pourazowy połączony ze zlizywaniem własnej krwi ( do czego czuję obrzydznie, ale nie lubię mieć strupów, a na dłoniach zwłaszcza ,0) No i pozostałe nam do przebycia 3km szliśmy pieszo, bo nie mołem złapać porządnie kierownicy, a z jedną ręką nie umiem jeszcze zbyt dobrze jeździć. Mieliśmy w tym czasie rozmowę na temat mojej niedjrzałości. Głównie pod względem zaradności oczywiście, a nie pod względem emocjonalnym. Chociaż jedno z drugim się mocno wiąże. Mało brakowało, a zacząłbym się o to po prostu kłócić, a nie dyskutować. Jednak wszystko jakoś się ułożyło i było dobrze :,0)
Natomiast wczoraj mieliśmy pierwszy mecz reprezentacji Militarnej Sieci Valkiria. Ogólnie nie było źle, ale mogło być lepiej. Poza tym mogliśmy się spotkać i porozmawiać wreszcie w rzeczywistości, a nie tylko przez sieć. Ogólnie bardzo fajna sprawa :,0) Postanowiliśmy trenować raz w tygodniu, jako że będziemy raczej drużyną hobbystyczną, a nie zawodową :,0)
No i po meczu całonocna sesja. Mam wrażenie, że jednak powinienem się do takich rzeczy bardziej przygotowywać. Ale nie teraz, bo to była pewnie ostatnia sesja w tym roku akademickim i jedna z bardzo nielicznych podczas wakacji. Chociaż może się mylę.

Tak właśnie pomyślałem sobie, że gdyby moja mama miała nie wyrobić się finansowo, a ja nie miałbym jeszcze od kogo pożyczyć pieniędzy, to powiedziałbym Tygrysiczce, aby jechała do Turcji beze mnie. Co prawda wtedy musiałby się znaleźć jakiś normalny i dojrzały facet, który umiałby sobie poradzić tam lepiej niż ja. Czy bałbym się puścić z innym facetem na miesiąc do Turcji? Oczywiście, że tak. Ale nie chcę, aby wakacje Jej życia zmarnowały się w Polsce przez mój brak funduszów. Gdybym oszczędzał przez pół roku, miałbym 600-1200 zeta i nie byłoby z tym problemów... no cóż... to już chyba nauczka na przyszłość...

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
mag3 | 2002.06.16 20:01:59

:))) , reka sie nie przejmuj:)