vincent
komentarze
Wpis który komentujesz:

Uległem pokusie zerknięcia na satan.pl, by zobaczyć, jakie są odpowiedzi na mój post o odejściu. Ktoś stwierdził, że nie rozumie tej energii do tworzenia wirtualnych osobowości - sam próbował, ale bardzo szybko się niechęcił. To ciekawy temat.

Ja też nie każdą wirtualną osobowość miałbym siłę tworzyć. Da się tworzyć takie, poprzez które można wyrażać jakąś prawdziwą część siebie. Rozkręcając satanizm w Sieci, bawiłem się, a jednak część satanistycznej ideologii - podkreślanie osobistej odpowiedzialności, potępienie mazgajstwa i pochwała działania, motyw odrzucanego przez społeczeństwo, a wartościowego odmieńca i kilka innych rzeczy to coś, co mogłem i mogę głosić z czystym sumieniem - rzeczy, w które wierzę. Nie umiałbym na dłuższą metę udawać postaci mającej głosić coś, co jest sprzeczne z moim wewnętrznym przekonaniem i sądzę, że tu tkwił problem wspomnianego forumowicza, który chciał się wcielić w katolickiego zakonnika będąc osobą niewierzącą. Granie ma sens wtedy, gdy poprzez grę chce się coś szczerego przekazać - to samo dzieje się w teatrze. Nikt nie wychodzi na scenę po to, żeby jedynie "wkręcić" widownię w to, że jest królem albo... rewizorem. Aktorzy wcielają się w postacie po to, żeby całością sztuki przekazać różne myśli autora i to jest, w przeciwieństwie do gry, całkowicie poważne. Autor czuje komfort wyrażając poprzez swoje postacie to, co myśli; gdy jest zmuszony, na przykład w warunkach totalitaryzmu, przekazywać coś innego niż myśli, czuje dyskomfort; ba, cierpi. Dlatego, gdy nie ma zewnętrznego przymusu, coś takiego nie ma sensu.

Kiedyś z kolegami wcieliliśmy się w autorów strony "chrześcijanie przeciwko satanizmowi w Internecie". Akcja była już wielokrotnie opisywana, więc nie ma sensu jej streszczać. Udaliśmy głupich i sfanatyzowanych chrześcijan, dostaliśmy od satanistów - niejednokrotnie naszych dobrych kolegów nie wiedzących, że to my - mnóstwo wyzwisk przez pocztę elektroniczną. Chcieliśmy zobaczyć, jak automatycznie reagują - i im samym to pokazać, po autodemaskacji. Bez tej demaskacji akcja nie miałaby sensu, nie miałaby morału. Jest dobrze chodzić do teatru, ale nie można w nim siedzieć wiecznie. Zasadniczy moment to chwila zakończenia sztuki - gdy widownia zostaje sama ze swoimi myślami pobudzonymi przez sztukę, ale nie ma już aktorów i scenerii, która pobudziła te myśli, jest tylko prawdziwe życie.

Ten moment zakończenia sztuki jest jednoznaczny, gdy wszyscy aktorzy są zgrani, lub gdy jest jeden aktor. Ale w omawianej sytuacji jest ich wielu, niezależnych. Jeden nie może powiedzieć "sztuka skończona". Może powiedzieć "skończony ten wątek", a spektakl będzie trwał dalej. Zakończenie wątku może tylko na chwilę przypomnieć, że to jest spektakl, ale ci, którzy chcą, szybko o tym zapomną. W teatrze lub kinie też dobrowolnie poddajemy się iluzji i dążymy do tego, żeby zapomnieć, że mamy przed sobą aktorów, uwierzyć na chwilę w realność odgrywanej historii, wczuć się w nią, doznać wynikających z niej przeżyć. Tę zdolność człowiek opanował doskonale.

Systemy religijne są dla mnie naczyniami, które można użyć do podania napoju - pewnych treści. Treści, na które ludzie by czasem nie zwrócili uwagi bez efektownego opakowania, nie byliby w stanie ich przyswoić. Naczynie jest niemal niezbędne do wypicia wody, poza rzadkimi okazjami, gdy możemy dotknąć ustami wody wypływającej ze źródła. Ale gdy wypijemy, odstawiamy naczynie, przestaje być pożyteczne. Religie to skorupy - od wyznawcy, kapłana, proroka zależy, czym je napełni i niezależnie od religii, może to być woda, może to być trucizna. W naczyniach każdej religii bywało podawane jedno i drugie. Naczynie nie miało zasługi i nie ponosiło winy, ona przypadała konkretnemu człowiekowi i dlatego nie ma sensu potępianie religii, czy to chrześcijaństwa, czy to satanizmu. I tyle wywodów kabalistycznych na dzisiaj.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)