Wpis który komentujesz: | Długo szukałem właściwego słowa mogącego zmieścić w sobie to, co uczyniłem dziś w mieszkaniu... „Ogrodniczy nieład” brzmi dość dziwnie, ale mniej więcej zwrot ten odpowiednio oddaje stan rzeczy. Zająłem się bowiem „praniem” i przesadzaniem kwiatków. Po podłodze przetaczają się gazety. Tu i ówdzie kupki starej lub nowej ziemi ułożone w charakterystyczne półksiężyce lub bujne okręgi, mogące śmiało konkurować ze zdjęciami korony słonecznej. Obrazu dopełniają rozrzucone doniczki, podstawki, worki z ziemią i po ziemi, uschłe liście. W epicentrum stoi miska w połowie wypełniona ziemią (nie ma to jak rozmach!,0). Teraz i tak nie wygląda to tragicznie – kwiatki ustawione są już na parapetach, półkach albo suszą się na korytarzu i łazience. Kwiatki przesadzone, ale czeka mnie jeszcze uprzątnięcie tego bałaganu. Ograniczę się jednak do uprzątnięcia zabawek „młodego ogrodnika”. Odkurzanie – i inne takie – zostawię sobie na jutro. Przy przesadzaniu wielkie wrażenie zrobiły na mnie systemy korzeniowe. U papirusa na przykład korzenie są czerwone, żółtawe i brązowe. Układały się w niesamowity wzór, pomijając już fakt, że właściwie poza nimi to niewiele w doniczce znalazłem czegokolwiek. Nawet kamienie drenażowe wypchnięte zostały na zewnątrz. Zresztą o papirusa martwię się trochę, gdyż musiałem mu wyciąć sporą część systemu korzeniowego. Nie jest to jedna roślinka i właściwie to chciałem podzielić karpę na dwie, trzy ale... nawet nóż nie chciał się w nią wbić! Kilka liści włożyłem do słoika z wodą na wypadek, gdyby stare trawy postanowiły zakończyć swój dostojny żywot. Największą przyjemność sprawiło mi mieszanie ziemi. To „coś”, co kupuje się w kwiaciarniach w mojej ocenie jest co najwyżej półproduktem. Używając samej ziemi sklepowej dostaje się później zwarte bryły, odstające od doniczek w razie chwilowego braku odpowiedniej ilości wilgoci. Dlatego wymieszałem ją z ziemią z ogrodu, która zawiera kamyczki, patyczki, stare korzonki. Ugniatałem, niczym ciasto, gorącą i suchą ziemię z ogrodu z zimną i wilgotną sklepową. Nieziemskie wrażenie. Wspaniały kontrast. Trudny do opisania w słowach bez poetyckich metafor. Co większym kwiatuszkom – juce, dracenie – zafundowałem deszcz pod prysznicem. Poza chęcią sprawienia im radości, odkurzyłem liście. Wycieranie ściereczką nie dość, że męczące, jest mało efektywne – nie dotrze się do tych zakamarków przy łodydze. A tak – miały kupę frajdy i są czyste. Stanowczo za mało czasu w ostatnich miesiącach poświęcałem tym zielonym istotkom. Chronicznie zapominałem o podlewaniu, o nawożeniu. Jest wiele prawdy w powiedzeniu, że żeby kwiaty rosły pięknie i były zdrowe trzeba z nimi rozmawiać. Obiecuję poprawę! No niekoniecznie będę z wami gadał, ale na pewno lepiej pielęgnował. A teraz troszkę uprzątnę. A może to zostawię tak, jak jest? Może coś urośnie? Nie. Jednak posprzątam. Nie chce mi się przechodzić przez ten labirynt po piwo do lodówki :,0) |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |