Wpis który komentujesz: | Wracam sobie przez ulubiony skwerek do domu. Zazwyczaj jest tam mnostwo ludzi, psow i takichtam. Ale tego dnia padalo i skwer byl pusty. Ide i widze, ze na srodku alejki stoi facet i patrzy na mnie. Dochodze do niego i robie krok w bok, zeby go ominac. On tez - i dalej blokuje mi przejscie. Ja w druga strone, on tez. I jeszcze raz. Jakos bym go w koncu minela, ale gostek przy tym mial kretynsko zadowolona mine, wypisz - wymaluj jak Maklowicz, kiedy zdola cos ugotowac w plenerze i zbyt duzo pajakow mu sie w garnku nie potopi w miedzyczasie. Jego mina mowila "patrz jaki jestem potezny, ja macho, a ty taka bezradna i co teraz zrobisz dziewczynko?". Nie wytrzymalam, krew mi zalala oczy, cisnienie uderzylo. Nastepnymi rzeczami, ktore pamietam to lekki bol kolana i gostek zgiety w pol. Poszlam dalej. Dopiero w domu do mnie dotarlo, ze mam wiecej szczescia niz rozumu. Gdyby to nie byl poczatkujacy zboczek, gdyby mial za krzakami kolegow, gdyby uznal, ze kopiaca panienka w mini i na obcasach to ujma na honorze mezczyzny... Smieszne, od kiedy doroslam nigdy nie stosowalam przemocy. A teraz puscily wszelkie hamulce, tylko dlatego, ze gosc mial na ryju kretynsko pewny siebie wyraz. Staje sie Lara Croft czy co? Mam nadzieje, ze nic mu nie zrobilam. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |