szaraw
komentarze
Wpis który komentujesz:

Wieje – już trzeci dzień. Ludzie włóczą się po ulicach w żółtawym gęstym powietrzu, rozdrażnieni wiatrem i upałem. Na szybach samochodów osadza się pył, który zamieni ulice w lodowiska z pierwszym deszczem.
Dzisiaj idę do nowej pracy. Dosyć już zapachów pizzy i frytury. Zresztą, szef miał kolejne problemy z wypłatą i bardzo trzęsły mu się ręce gdy po którymś z kolei przypomnieniu wyciągnął zwitek szekli. Pieprzyć go. Dzisiaj zaczynam u Davida – przyszywanie guzików – też coś!. Jedynym pocieszeniem jest to że zakład jest w pobliżu szuku i w drodze do pracy można się „nawdychać wschodu”
David nie mówi po angielsku więc muszę mówić po hebrajsku kalecząc niemiłosiernie, co wywołuje salwy śmiechu pozostałych pracowników. A jest ich dwóch. Oboje to Arabowie z Gazy, Azzy jak się tu mówi zamiast Poland mówią Bolanda i jest ok. przypatruję im się ciekawie bo nasłuchałem się różnych opowieści o arabach z terenów okupowanych czyli sztachim. Jednak to dosyć weseli młodzi chłopcy i jak się później okazało bardzo mili.
Biorę hulcot (bluzki,0) jedną po drugiej i znaczę na nich maleńkie kropki w miejscach na guziki według szablonu. I tak przez cały dzień. Do maszyn jeszcze nie siadam bo obsługi muszę się dopiero nauczyć. W przerwie Hassan częstuje mnie pyszna herbatą z jakimiś ziołami które nazywa „maramija”, popijamy nią pity napchane sałatką z kapusty kiszonej i szhuarmą obficie polaną tchiną z odrobina amby. Amba to paląca język przyprawa o konsystencji sosu zrobiona z owoców mango. Nie można jeść jej zbyt często bo później pot wydziela bardzo nieprzyjemny ostry zapach. Po powrocie do Polski nie mogłem się przestawić że u nas na schuarmę mówi się kebab, ale do nas te potrawy przybyły z innych regionów. Za oknem minaret meczetu i błękitne morze. Upał niemiłosierny. Wszystkie wentylatory pracują na full, bo o klimatyzacji można tylko pomarzyć. David pracuje razem z nami przy swojej maszynie i jest w tym naprawdę dobry, jedynie Mousa może mu dorównać w szyciu.
Po pracy mimo zmęczenia włóczę się uliczkami starego Tel Avivu chłonąc te zapachy, którymi przesiąknięte jest powietrze w tym rejonie. Dochodzę do morza i siadam przy stoliku obok budynku delfinarium. Teraz to tylko z nazwy bo kiedy tu były delfiny nikt nie umiał mi powiedzieć. Jest tu kilka pub’ów, i jedna knajpka do której chodzą potańczyć prawie wszyscy Polacy po niedzielnym nabożeństwie. Obok na przyniesionych ze sobą instrumentach grupka rastmanów gra regge. Wyglądają na szczęśliwych i zadowolonych z życia. A ja? CDN...


Nadal nie mogę przyzwyczaić się do samotności, to już prawie pół roku,w różnych miejscach,z radiową trójką na dobranoc,z legwanem w kieszeni,a teraz od niedawna z kotem przybłędą. No i teraz nlog. Dobrze że jest!!!.

Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
niten | 2002.07.29 12:48:23
A kto z nas jest w stanie dię do niej przyzwyczaić. Samotność - jedyna znajoma, której niechętnie otwieram drzwi kiedy puka .....

charon | 2002.07.28 22:01:30

nawet nie wiesz jak bardzo nlog zmienil moje zycie... na plus oczywiscie :)))))))