Wpis który komentujesz: | Nie ma kaca!!! To pierwsza myśl jaka przeszła mi przez głowę kiedy słońce rozjaśniło wnętrze namiotu. Jarek pochrapywał jeszcze w śpiworze, więc cichutko wyczołgałem się z namiotu, ciągnąc za sobą torbę ze sprzętem fotograficznym. Wkręciłem do Nicona tubę 28 –200 z filtrem polaryzacyjnym i zacząłem pstrykać fotki. Za lekka mgiełką unoszącą się przy końcu zatoki bielały budynki hoteli w Eilacie, a na wprost widać było miasteczko i port Akaba w Jordanii. Hmmm no to jestem nad Morzem Czerwonym – pomyślałem rozglądając się dookoła. Za szosą która przyjechaliśmy wznosiły się strome urwiste wzgórza, rozświetlone porannym słońcem. Kolorystyka piaskowca zmieniała się w zależności od oświetlenia, raz była to jasna żółć przelewająca się w złoto, a raz czerwień z dodatkiem ochry. Wiaterek przyjemnie chłodził ciało gdy wspinałem się po osuwających się drobnych kamyczkach. Po jakichś piętnastu minutach wspinaczki wdrapałem się na jeden ze szczytów i w wizjerze kamery ujrzałem panoramę okolicy. Namioty – teraz małe punkty w dole tworzyły kolorowa grupę na szarych i czarnych kamieniach wybrzeża. Turkusowe morze wcinało się wąskim językiem w pustynny krajobraz. Na zachodzie zaś w dali widniały poszarpane szczyty gór Księżycowych jak je tutaj nazywają. Przesuwałem delikatnie obiektyw chłonąc równocześnie to dzikie piękno przyrody. Powierzchnię morza marszczyła lekka bryza, która wypełniała białe żagle wychodzącego w morze dużego jachtu, i ta cisza poranka, taka cisza która można było usłyszeć. Ty chory jesteś? Bóg cię opuścił? - żeby wstawać tak wcześnie – zrzędził Jarek załatwiając się z nadmiarem płynów w organizmie. Może kawki? spytałem ściągając z maszynki aromatyczny napój. Zasiedliśmy w krzesełkach rozkoszując się aromatycznym płynem i widokiem. Dopiero tym kraju nauczyłem się parzyć prawdziwą kawę. To co w Polsce nazywałem kawą czyli proszek zalany wrzątkiem tutaj nazywa się kafe boc – czyli kawa błoto i piją ja tylko Źydzi z Polski. Dobra kawę parzy się wsypując do tygielka trzy łyżeczki świeżo zmielonej kawy dosypując do niej cukier (powinna być słodka jak ukochana kobieta,0) i zalewając zimna wodą. Trzeba odczekać dwie minuty aby kawa napęczniała i postawić ja na maszynce. Gdy zacznie podnosić się do góry należy zdjąć tygielek z ognia, odczekać aż opadnie i znowu postawić. Jak trzeci raz podejdzie do góry należy ja zdjąć z ognia i wlać do maleńkich naparstków. Jest czarna jak smoła i wierzcie mi stawia na nogi. Tak więc sączymy kawę paląc papieroska i czekamy aż reszta dojrzeje do wyjścia ze śpiworów. Pewno się zdziwicie po co śpiwory jak jest ciepło?. Nic bardziej mylnego. Noce tu są bardzo chłodne w stosunku do dnia. W dzień temperatura sięga i czterdziestu a nawet więcej stopni, lecz ponieważ jest suche powietrze nie odczuwa się tego tak dotkliwie jak np. w Tel Aviv’ie gdzie przy wilgotności 85% przy temperaturze 25 stopni pot leje się strumieniami. Za to w nocy spada do 18-20 stopni a na pustyni nawet do 5-10. To jest duży szok dla organizmu. Przebrani w kąpielówki schodzimy parę metrów do wody. Na szczęście jeżowce pochowały się już w szczelinach i tylko kilka marudzi jeszcze wśród kamieni. Potrafią być bardzo niemiłe gdy się na nie nieopatrznie nadepnie. Kilka lat później byłem świadkiem jak tóż po wschodzie słońca przyjechał Jeep z żołnierzami Polskiej misji ONZ UNDOF i chłopcy nie patrząc na nic wbiegli do morza, już dawno nie słyszałem takich „wiązanek” w ojczystej mowie. Kolca jeżowca nie sposób wyciągnąć do końca bez pomocy skalpela, ponieważ na końcu każdej igły jest maleńki haczyk a wyciągane igłą kruszą się na wiele kawałków. Uprzedzeni wcześniej wystrzegaliśmy się ich jak ognia. Ochlapaliśmy się troszkę przy brzegu założyli ABC czyli płetwy maski i fajki, przytroczyli noże i popłynęliśmy do lekko ukrytych pod powierzchnią słupów rafowych. Przewentylowałem płuca i składając się jak scyzoryk zanurzyłem się w szmaragdową toń. Znalazłem się w innym świecie. CDN... |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |