eia
komentarze
Wpis który komentujesz:


kocham
trochę twojej twarzy
zabrudzone kąciki ust
i skronie
tętniące niebiesko
może jeszcze coś
ale nie pamiętam

to niespotykana i wielka miłość


Inni coś od siebie:


Nie można komentować
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem
oznaczeni są użytkownicy nlog.org)
Eia | 2003.06.30 17:44:16
a ja nic na to

alias | 2002.11.24 23:55:54
Słonko? popatrz jak nas widzą - a Ty nic na to?

Paula | 2002.11.24 23:04:11
jesteś niesłychana. Aliasie, Ty również.

alias | 2002.11.18 21:39:28
(po sporym czasie) kochaj - tak, kochaj tak nadal, tylko kochaj tak nadal...

no name | 2002.09.23 09:46:33
złudzenia A. tylko złudzenia

alias | 2002.09.18 07:28:54
wątpię; po jątrzysz? lubisz to? a to zajmij sie polityką

nikt | 2002.09.18 00:23:18
ten wpis to chyba do kogo innego niz Ty A

alias | 2002.09.15 17:48:05

...i nadal mam marzenia, a raczej znowu mam marzenia, bo chyba w pewnym momencie zadziała się zupełnie inna rzeczywistość... mam więc marzenia: marzenia czasem noszą glany,
czasem unoszą się na szpilkach;
tak samo przechylają głowę
i takim samym wybuchają śmiechem...
uśmiechnij się do mnie... o tak! dziękuję...

alias | 2002.09.15 17:44:51

Szkoda, że nie można kasować dopiskówl skasowałbym Słonia - to było nadużycie... milczysz, czy wiem czemu? chyba tak, ale Twoje milczenie czyni ten wpis aktualnym; trzymam się tego, wiesz?

Słóń | 2002.08.27 12:45:05
nie, nie kochasz... to tylko złudzenie dokładnie takie samo jakim ja byłem

alias | 2002.08.20 19:44:35

Umiem za to tak: A więc (nie zaczyna się zdań od „a więc”! ) Słoneczko, napisałem kiedyś, że miłość to jak sad pełny wiśni – wiesz jak wyglądają wiśnie dojrzewające z wolna na drzewie, prawda? pojawiają się zielone owocki, rosną, różowieją i nagle stają się karminowe, ciemnoczerwone. Czy byłaś kiedyś w takim sadzie? Czy czułaś jego zapach? Czy czułaś jak oddycha? Jak rośnie? Taka właśnie jest moja miłość.
Jest też ciepłem, które ogarnia, kiedy się z przeraźliwego, przeszywającego zimna wejdzie do ciepłego domu i wypije łyk gorącej herbaty. Mocnej, aż czarnej, posłodzonej i – obowiązkowo – z cytryną. Łykasz – i czujesz jak parzy Ci przełyk, a potem czujesz ciepło rozlewające się po całym ciele, trafiające w zmarznięte stopy, odrętwiałe palce... taka jest moja miłość.
Jest upartą myślą, dostrzeganiem śladów Ciebie w każdej mijanej kobiecie – szukaniem Twoich oczu, Twoich ust, Twojego spojrzenia, Twojego wydęcia warg w złości, Twoich łez, Twojego uśmiechu, Twojej radości i Twojej złości – to miłość moja właśnie, to dostrzeganie Ciebie w każdej kobiecie. Czy wiesz, że widząc stare kobiety, zastanawiam się jak będziesz wyglądała na starość? Czy wiesz, że zastanawiam się jak razem będziemy wyglądać? To miłość moja – Słonko.
Moja miłość jest oczekiwaniem, że ktoś, kobieta, podobna choćby trochę do Ciebie z sylwetki okaże się Tobą. Wiesz, że zdarzyło mi się kilka razy czekać, kiedy Cię jakoś dłużej nie było, że zadzwonisz nagle i powiesz: „jestem tu... czekam na Ciebie... musiałam się z Tobą zobaczyć...” Słonko – nie dzwonisz i nie mówisz, a podobna do Ciebie z daleka kobieta z bliska widziana nie jest Tobą – ale to miłość moja.
Jest ona budzeniem się z Tobą i zasypianiem obok Ciebie – to nie tylko słowa, kiedy mówię, że czuję Twoją obecność, nie tylko... leżę, przykryty jak Ty – po same uszy, opatulony kołdrą, niemal zasypiam i czuję Twój oddech na karku, Twoją rękę leniwie opasującą mnie wpół, ciepło Twojego ciała przytulonego do moich pleców – przecież to ja śpię od ściany! Czy wiesz, że zdarzyło mi się kilka, może nawet kilkanaście razy, obudzić się w nocy i wychodzić z łóżka tak, jakbyś spała w nim ze mną? Dopiero kiedy czuję podłogę pod stopami, łapię się na tym, że wstawałem tak, jakbym nie chciał Cię obudzić... Słonko – ja naprawdę nie znoszę czyjejś obecności w tym samym łóżku. Zawsze lubiłem sam spać, zawsze – jeśli z kimś spałem – ten ktoś mi przeszkadzał. Ciebie mi brakuje – i to miłość właśnie.
Ostatnia myśl przed snem – dotyczy Ciebie; pierwsza po przebudzeniu – to Ty. Jesteś ze mną ciągle – może to właśnie (bo chyba to czujesz) powoduje, że czujesz się jakby osaczona, jakby kontrolowana, jakby ograniczona – wiem. Wiem, ale nie mogę się powstrzymać – mało tego: ja z Tobą rozmawiam, bo te moje rozmowy z samym sobą, to gadanie do siebie, są w rzeczywistości nieprzerwaną rozmową z Tobą. I to miłość właśnie.
Wiesz, że jadąc, idąc, oglądając cokolwiek – ciągle dopasowuję to, co widzę do Ciebie? Jakbyś wyglądała w mijanym dopiero co aucie? Czy byłoby Ci do twarzy w tym kolorze? Czy dobrze byś się czuła w tej sukience? Tych spodniach? Czy ubrałabyś się podobnie? a może zupełnie tak samo? Czy szłabyś tak przytulona do mnie, jak ona do niego? Czy patrzysz na mnie tak, jak ona w jego oczy? Ciągle Cię widzę – i to miłość moja właśnie.
Miewam sny, o tak! miewam je – często nawet. Nie pamiętam ich, ale pozostaje mi po nich wrażenie, niejasne uczucie, że byłem z Tobą – na plaży, nad jeziorem, w górach, widzę Cię w pokojach, w których nocowałem – w hotelach, pensjonatach, u znajomych... to miłość Słonko.
Widzę Cię wszędzie. Wszystko jest Twoim odbiciem. Wszystko jest Tobą. Nawet ja. Przede wszystkim ja. Gdy jadę samochodem, kładę bezwiednie rękę na siedzeniu obok i czuję Twoje udo przyciskające mi ją do siedzenia. Jesteś ze mną – to miłość moja.
To umykający gdzieś przed wzrokiem kształt, który przywołuję, oglądając Twoje zdjęcia... wiesz, że bardzo często, kiedy z Tobą rozmawiam, mam przed sobą Twoje zdjęcie? Czy wiesz, że mówię do niego? Czy wiesz, że czekając czasem rano na Ciebie wpatruję się w Twoje oczy? To miłość Słonko. Moja miłość.
Jesteś muzyką, którą słyszę, słowami, które mówię, powietrzem, którym oddycham, wodą, która obmywa mnie pod prysznicem, słońcem, w którym się grzeję, deszczem, który wciska mi się za kołnierz, wiatrem, który stroszy mi włosy, śniadaniem, które jem w pośpiechu – żeby zdążyć nim przyjdziesz, nocą, która zapada za oknem, świtem, który zastaje mnie przy robieniu śniadania, porannym spacerem z psem, otwarciem oczu zaspanych, łzą, która czasem spływa mi po policzku, smakiem owocu lub słodkości jakiejś, którymi się rozkoszuję, dotykiem własnym na moim własnym ciele, który doprowadza mnie na skraj rozkoszy, którą przedłużam ile tylko mogę – w nieskończoność, póki nie poczuję gorączki, póki nie stanę na samym szczycie... wiesz Słonko, że jęczę wtedy dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy jestem z Tobą? wiesz, że mam Cię wtedy pod zamkniętymi powiekami? Jesteś rozmową, nawet w pośpiechu rzucanymi słowami porannymi – to moja miłość Słonko. Cała ona. I Ty w niej, i ona w Tobie, i we mnie, i Ty we mnie, i ja w Tobie...
Ale to nie koniec, Słonko – bo jesteś wszystkim: pierwszym porannym papierosem, łykiem zimnej herbaty w środku nocy, uciekającym snem... wszystkim... słowem, które wiąże się z innym w mojej wyobraźni w kształt jakiego nabiera wiersz.... ja naprawdę nie pisałem wierszy od lat może 20? może dwudziestu paru? nie pamiętam – w każdym razie było to bardzo dawno... a teraz? teraz bardzo łatwo jest mi wiązać słowa...
Słonko... ja Ci mówię tylko te dwa słowa: „kocham Cię” – ale jest w nich to wszystko, o czym napisałem i to wszystko, czego nie zdołałem napisać.

alias | 2002.08.20 19:36:15

jakież to piękne Słonko... i to tak do mnie? naprawdę? Słonko... że też ja tak nie umiem...