Wpis który komentujesz: | Mam przyjaciela... jednak zrozumiałam, że pomimo tak długiej znajomości my się w ogóle nie znamy. Dziś dowiedziałam się zupełnie przypadkowo, od osób trzecich, że Jarek był, a może lepiej, jest adoptowany. Nie mogę mieć do niego pretensji, że nic mi o tym nie powiedział, gdyż nigdy nie poruszaliśmy tego tematu a nie było wcale miło mu o tym mówić. Ale... ja nawet nie przypuszczałam Nigdy... nawet słowem nie wspomniał a może powinnam powiedzieć - nie zdradził się. Bo to wygląda trochę jakby to ukrywał... nie wiem czy przed wszystkimi, ale przede mną. Nie mam pojęcia dlaczego, on także nie potrafi mi wyjaśnić czemu tak postąpił. Teraz wiem, że nie miał lekkiego życia jako dziecko. Jego rodzice... aż nie chce się w to wierzyć. Kiedy miał 2 latka, nie pamięta więc ich, wyjechali... nie wiem dokąd, nikt inny też nie wie. Po prostu nawiali. Zostawili go u babci. Kiedy kończył 6 lat babcia zmarła. Wtedy trafił do domu dziecka. Była rodzina, która od razu po stracie babki chciała go wziąć do siebie. Byli to sąsiedzi (babci mojego przyjaciela,0). Lecz ta cholerna biurokracja... Musiał spędzić 1,5 roku w domu dziecka, zanim była możliwa adopcja... rzecz jasna przez te wszystkie śmieszne formalności. Wreszcie znalazł się u wcześniej wspomnianej rodziny. Przebywa u nich do dzisiaj. Pani Dorota jest dla niego matką, zaś jej mąż - pan Sławomir - ojcem. Miałam okazję ich poznać - bardzo mili państwo. Nigdy nie powiedział o nich złego słowa... zawsze zazdrościłam mu takich rodziców. Podziwiałam go za to..., bo chociaż nie pozwalali mu na wszystko (jak to każdy rodzic, w trosce o swoje dziecko,0) nie zawsze się zgadzał z ich zdaniem, to ani razu na żadne z nich nie narzekał i nie pytał bezsensownie – „dlaczego ja mam takich rodziców?”. Teraz wiem jak mu było ciężko. Ale oni go nie opuścili NIGDY! A biologiczni starzy? Jaką mu krzywdę wyrządzili. Może myślicie, że jego starsi wcale nie zostawili go, tylko zaginęli...? Też tak pomyślałam. Ale Jarek dostał kilka razy list od matki... wszystkie były płytkie i w żaden sposób nie wyjaśniające powodu ich zniknięcia. Typowe... żadnego adresu, numeru telefonu, chęci nawiązania kontaktu. Czy to jest matka? O ojcu już nie wspomnę... Jak w ogóle śmiała do niego pisać, po tym wszystkim? Jestem naprawdę zdziwiona tą całą historią. Jarek jest dla mnie naprawdę bardzo ważny. W swoim życiu nie spotkałam drugiego takiego z kim rozumiałabym się tak świetnie i nie mogę zrozumieć jak można tak postąpić ze swoim dzieckiem... po prostu nie umiem. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |