Musisz być zalogowany, aby móc odpowiedzieć. | Re: Re: Re: Ateiści i innowiercy! zgłoście się! - ainyvetigre | Skoro juz jestesmy przy glebszych rozwazaniach, to przedstawie szerzej swoj punkt widzenia. Bylem kiedys przypadkiem na zebraniu grupy katolickiej \"Oaza\". Poszedlem z ciekawosci, zaproszony przez znajomego. Przerazil mnie fanatyzm, to dzikie, namietne rozmodlenie, przy jednoczesnym rozniecaniu nienawisci do \"innowiercow\". Niektorzy nawet wpadali w trans religijny podczas modlitwy i chodzili po sali, jak zywe trupy... z rekami uniesionymi ku gorze. Podczas calego zebrania zadalem jedno pytanie - w zasadzie to wszystko co powiedzialem. Non stop wszyscy krzyczeli i spiewali: \"Jezus jest moim Panem!\". Zapytalem wiec, czy nie jest przede wszystkim Zbawicielem... przyjacielem rodzaju ludzkiego i kazdego czlowieka z osobna? Heh... prawde mowiac, myslalem, ze po tych slowach mnie zlinczuja.
Wrocmy jednak do terminu \"przyjaciel\". Tak wlasnie postrzegam Boga. Jak wiadomo - przyjaciol trzeba traktowac dobrze... a nie uwazam, zeby dobrym traktowaniem bylo przychodzenie do Boga / Chrystusa / Jahwe tylko i wylacznie w momencie, gdy trzeba splukac z siebie brud, albo posluchac o tym, co sasiedzi zle zrobili (tak w kosciolach dosc czesto bywa - szczegolnie na prowincji).
Nie obarczam Boga swoimi troskami, nie obwiniam Go za swoje niepowodzenia, nie prosze Go o zlote gory, nie obciazam swoimi grzechami. Takich slow ma On pewnie pod dostatkiem przez caly dzien... poza tym zwalanie odpowiedzialnosci za swoje poczynania na Boga nie wydaje mi sie szczytem moralnej harmonii. Dziekuje Mu, gdy cos mi wyjdzie, rzucam czasem w przestrzen pytanie o rade... bardziej retoryczne, pomagajace znalezc droge w samym sobie... i przede wszystkim szukam w Nim oparcia, obiektu dla pozytywnych, pieknych uczuc, gdy w ludziach chwilowo pokladac ich nie mozna. | |
|