Musisz być zalogowany, aby móc odpowiedzieć. | ? - jemesis_poter | Dzis. Jedna z najwazniejszych, wyjatkowych literek. M. Powiedziala mi, ze ogromnie jej przykro, iz 'poznalam ponura prawde o niej'. Ze 'gdyby stala sie rzecz nieprzewidywalna'..to --> Aborcja. Bo ona nigdy nie mowila, ze kiedykolwiek chcialaby miec potomka i nie uwaza, aby to, jak sie zachowuje, laczylo sie z nieodpowiedzialnoscia. I generalnie, nawet jej to nie obchodzi.
Zrobilo mi sie slabo. Zle. Mam wyrzuty sumienia, ze kiedykolwiek dalam mozliwosc, przez te wszystkie miesiace, na wypelnienie owej 'odpowiedzialnosci'. Bo powiedzcie mi. Czy nie mam racji. Zaczynajac zycie plciowe ze startu trzeba liczyc sie z mozliwymi konsekwencjami, jakie niesie za soba - plodnosc, prawda? I zadne srodki antykoncepcyjne nie daja pewnosci wlasnej skutecznosci, tak? Wiec, jesli ktos rznie sie jak krolik, i ma w dupie, ze moze sie zdarzyc cos, czego nie planowal, i z zalozenia po prostu kaze zabic/usunac/zniszczyc, to..to czy to jest odpowiedzialnosc? Przeciez ja wcale jeszcze nie mysle o dzieciach. Ale gdyby jednak, gdyby jednak stalo sie tak, ze zaistnialyby...Chm? Mi aborcja nie przyszla nawet do lba. Dla literki M to oczywista sprawa. I teraz. Dylemat. Rozum wie, ze nalezy z niej zrezygnowac, ze logicznie nie warto, a Serce sie kloci.
Nie wiem co robic.
Stracilam zaufanie. | |
|