Musisz być zalogowany, aby móc odpowiedzieć. | Re: Re: Re: Re: Re: Re: Re: Re: Re: Re: Opisz swego kaca - alias | Pozwolę sobie na małe sprostowanko - do czego jako dr nałóg mam pełne prawo. Alkohol funkcjonuje na podobnej zasadzie jak każdy inny narkotyk - to znaczy powoduje uwalnianie endorfin czyli świństewek, które powodują odczuwanie przyjemności. W przypadku zalewania gorzałką jakiegoś robaka traci się ostrość jego odczuwania, a co za tym idzie wcale nie trzeba się ściorać na maksa, żeby poczuć oddalenie od zalewanego problemu. Kwestia maksymalnego uwalenia się to już zupełnie inna broszka - po prostu delikwent/ka w pewnym momencie traci kontrolę nad przyswajaną ilością i jej wpływem na stan organizmu, a szcególnie świadomości - wystarczy wtedy odrobina ponad miarę i się odjeżdża. Zazwyczaj przed odjazdem (czyli zapadnięciem w stan litościwej nieświadomości) wykonując różne dziwne, raczej nie stosowane na taką skalę w stanie trzeźwym, czynności. Jedni robią się agresywni, inni czują gwałtowny pociąg do płci przeciwnej, jeszcze inni dostają klasycznej głupawki i wyją ze śmiechu, jeśli im palcem przed nosem pokiwać. I tak dalej.
Po co pić? Przeważnie po to, żeby się znieczulić, omotać endorfinami ból. Ból wynikający z różnych rzeczy, na które się ludzie cięgiem natykają. Ból ten - czy też raczej to cierpienie - się kumuluje i ktoś, kto kiedykolwiek poczuł, że może go zniwelować vódeczką - sięga po nią. Pomaga. O ile nie przekroczy się granicy, która wywoła katza.
Którego koniecznie trzeba wyleczyć (tak się przynajmniej rozumuje). Więc... sięga się po piwo (dobre na katza jest fifty-fifty z pepsi lub colą), albo po klina i... wózek się toczy...
U klasycznego alkoholika, uwalającego się codziennie, funkcjonuje to na zasadzie stałej huśtwaki pomiędzy ulgą (po wypiciu) a cierpieniem (na katzu). Aż prowadzi do delirek i tym podobnych cudów.
To tyle tytułem skrótowego sprostowania. Jeśli kogo by to interesowało i miał chęć wnikać - jest obszerna nader literatura tematu. Dotycząca i fizjologii i psychologii picia i katza po nim następującego.
I na koniec słów kilka w temacie leczenia katza. Proszę Szanownego Państwa - alkohol wypłukuje z organizmu witaminy i mikroelementy (stąd pociąg do ostrzejszego jedzonka, które je zawiera w dużej ilości, mikroelementy te) i wiąże wodę - zatem koniecznie jest konsumowanie dużej ilości cieczy, najlepiej w postaci soków; osobiście polecam wielowarzywny Hortexu. Fakt, że konsumpcja cieczy w dużej ilości na sporym katzu nie jest najprzyjemniejsza, ale... to niestety konieczne. Druga sprawa - gorąca (sic!) kąpiel - sposób z Dalekiego Wschodu; katzowy szmer w głowie to nic innego tylko resztki alkoholu i trzeba się ich pozbyć. Kilkunastominutowe zanurzenie się w gorącej (ile się wytrzyma) wodzie lub stanie pod prysznicem i już go nie ma. I na koniec - wysiłek fizyczny; dobrze robi jakieś małe rąbanie drewna lub... seks. Zwłaszcza, że na katzu ma się spore potrzeby w tym względzie.
I staropolski sposób na uniknięcie upicia się - na 4-5 godzin przed imprezą wypić szklankę naparu z nasion kapusty. Napar powinien być przyrządzony 24 godziny wcześniej. Czasami skutkuje. Testowane. Ale najlepiej... najlepiej nie pić ponad miarę, którą każdy chyba zna... | |
|